Taka koincydencja...

Pod koniec kwietnia opublikowano program warszawskich Targów Książek. 

Potrafiłam podobnie jak przed ENL całymi godzinami siedzieć z nosem w telefonie i długopisem w ręku, tworząc mapę spotkań, na które chcę się wybrać i stoisk wydawnictw, które koniecznie muszę odwiedzić. 

Równocześnie w szkole przeżywałam kryzys. Jeden z największych jakie zdarzyły mi się w ciągu całej edukacji. Wahania nastroju, brak wiary w swoje możliwości, kłótliwość. 

Nic przyjemnego. 

To był naprawdę trudny dla mnie czas. Chciałam, żeby się jak najszybciej skończył. 


Wrocław, maj 2017


Wtorek 11 maja  
Druga godzina lekcyjna, język polski. 

Temat lekcji - lata 80 ubiegłego wieku w kraju i na świecie. 


Otwarta strona w podręczniku ukazywała (znane mi już wcześniej) słynne zdjęcie wykonane przez światowej sławy fotografa Chrisa Niedenthala - ,,Czas apokalipsy". Jedno z najbardziej chyba rozpoznawalnych świadectw stanu wojennego.


Zdjęcie ze strony Culture.pl


Nauczyciel języka polskiego, którego wielką pasją prócz przekazywania wiedzy była historia filmu i fotografii, zatrzymał się przy opowieści o Niedenthalu na dłużej. Od razu wyczułam, że jest wielkim fanem jego twórczości. 

Wreszcie po jakimś czasie zadzwonił dzwonek na przerwę. Większość klasy zachęcona piękną pogodą wybiegła na zewnątrz. Ja jak zwykle usadowiłam się na parapecie pierwszego okna, z książką w ręku.

Nauczyciel w tym czasie zbierał swoje rzeczy i szykował się do wyjścia. Wtedy też, bardziej do siebie niż do innych (którzy i tak go już przecież nie słuchali) powiedział, że chciałby dostać kiedyś autograf Niedenthala, którego bardzo ceni. Niestety nigdy jeszcze nie miał szansy go spotkać. 

Zajęta czytaniem, nic nie odpowiedziałam, ale mój wyczulony na słowo ,,autograf" umysł natychmiast zanotował tę informację na dysku. Tak na wszelki wypadek. 



Od tamtej lekcji minęły dwa dni. Jak co dzień wracałam tramwajem z miasta. Siedziałam i przeglądałam facebookową stronę, gdy nagle - zamarłam. 


Empik Renoma 
13 maja, godzina 16:00 

Spotkanie z Chrisem Niedenthalem. 


Zatkało mnie. Miałam przed oczami plakat wydarzenia, a mimo to z trudem mogłam uwierzyć w tak, jak sami przyznacie, niezwykły zbieg okoliczności. Jakby na zamówienie! Oczywiście od razu poinformowałam w domu, że tam pójdę. Przeszkód nie było. Spotkanie miało odbyć się w sobotnie popołudnie. 

Co można robić fajniejszego (oprócz czytania książek), niż zdobywać nowy autograf w piękne, majowe popołudnie? 




W ciągu następnych kilku dni na szczęście nie wydarzyło się nic, co mogłoby w jakiś sposób zmienić moje plany.  Do końca tygodnia udało mi się utrzymać tajemnicę i nic nauczycielowi nie powiedziałam. Uznałam, że jeśli sam się o tym spotkaniu nie dowie, to trudno. 

W poniedziałek, jeśli wszystko pójdzie zgodnie z moimi oczekiwaniami, dostanie swój wymarzony autograf. 



Do Empiku pojechałam wczesnym rankiem, głównie po to, żeby na jednej z kanap przy moim ulubionym oknie (skąd widok z lotu ptaka rozciągał się na skrzyżowanie Arkady Capitol), po to by przeczytać książkę Margaret Atwood. 

Minęło pięć czy też sześć godzin, wybiła za dwadzieścia czwarta. Wówczas przemieściłam się z jasnej, miłej dla oka przestrzeni nieco dalej, w głąb, na prawo od kas. Prócz miejsca, w którym organizowane były spotkania autorskie, znajdowały się tam wtedy półki z muzyką filmową i gazetami. 

Rok później powstaną tam zaczątki magazynu, aż wreszcie całkiem zamkną ten fragment sklepu.

 

Wydaje mi się, że wszystkie krzesła były zajęte. Nikt nie musiał siedzieć na podłodze, co dla mnie jest jednoznaczne z informacją ,,ludzie przyszli, ale nie ma tłumu". Przysiadłam gdzieś w środkowym rzędzie, ciekawa jak potoczy się rozmowa. 


Chris Niedenthal okazał się być przesympatyczny! Ponad godzinę opowiadał o swojej pracy fotoreportera, przytaczając wiele anegdot i faktów historycznych, które mnie niesamowicie ciekawiły (historia to od zawsze był mój ulubiony przedmiot, więc rozmowa z Niedenthalem była dla mnie naprawdę fascynująca). Wiele mówił też o Wrocławiu, więc strzygłam uszami starając się jak najwięcej zapamiętać. 



Opowiadał o tym wszystkim niewymuszenie, w błyskotliwy i ciekawy sposób. Przez większość czasu siedziałam tam jak zahipnotyzowana. Przechodząc od jednej niezwykłej historii do drugiej potrafił tak to przedstawić, że czułam się niemal jak w kinie, kiedy obrazy pojawiały się i znikały w mojej głowie.

Oczywiście wszystko to miało swój kontekst, którym była nowa książka Niedenthala, a właściwie album zatytułowany "1989. Rok nadziei", z którą zresztą spędziłam jeszcze dwie godziny po spotkaniu, przeglądając się po kolei każdemu ze zdjęć. 




Po zakończonej rozmowie, do fotografa ustawiła się kolejka. Większość prosiła o podpis w którymś z jego albumów. Jak zwykle poczułam się bardzo niepewnie, mając ze sobą wyłącznie nieodłączny notatnik. 

Podeszłam do stolika jako jedna z ostatnich osób i najpierw podziękowałam za ciekawą rozmowę. Potem temat zszedł na dość nieoczywistą ścieżkę, bo zadałam mu pytanie czy kobiety też mogą być dobrymi fotografkami. Żałuję teraz, że nie pamiętam co odpowiedział, chętnie bym to dla Was przytoczyła. 


Na koniec poprosiłam o wpis w notatniku (nie miał z tym żadnego problemu). Tutaj, wydarzyła się zabawna sytuacja. Otóż prawdopodobnie, fotograf chciał mi się podpisać na wybranej przez siebie pustej kartce. Ja jednak, stanowczym gestem pokazałam mu nie tylko tę, na której ma znaleźć się podpis, ale też nie do końca świadomie pokazałam palcem konkretną linijkę. 

Stąd właśnie wzięła się strzałka i podpis ,,Specjalnie dla Adeli podpiszę się tu". 






Następnie, na kartce obok pojawił się tak samo skonstruowany autograf dla nauczyciela. 
Zobowiązałam się do przekazania podpisu wraz z serdecznymi pozdrowieniami. Jeszcze raz podziękowałam za spotkanie i odeszłam na bok. 

 Tak jak wspomniałam, w sklepie spędziłam jeszcze około dwóch godzin. Wracając, dumna nie tylko    z nowego autografu, ale też z perfekcyjnie wykonanej ,,misji" kupiłam lody, bo mimo późnej pory na dworze wciąż było przyjemnie ciepło. 



Nie pamiętam co robiliśmy w poniedziałek na lekcji polskiego, natomiast doskonale wiem 
co zdarzyło się już później, podczas przerwy. 
Wyciągnęłam notatnik z plecaka i ostrożnie wyrwałam z niego odpowiednią kartkę, po czym położyłam ją jak gdyby nigdy nic na biurku nauczyciela (cała operacja nie wymagała ode mnie nawet wstania z krzesła, ponieważ siedziałam w pierwszej ławce). 

Reakcja na ten niespodziewany prezent była kapitalna! Na pytania skąd/jak/kiedy odpowiedziałam wymijająco (nie chcąc by było mu przykro, że przegapił spotkanie), że po prostu lubię robić takie niespodzianki dla innych. 

Nie kłamałam, naprawdę sprawia mi to ogromną przyjemność!




















































































































 




























 





 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Pierwsza wizyta w Teatrze Współczesnym, spotkanie z Katarzyną Dąbrowską

Szukajcie a znajdziecie

Spotkanie za jeden uśmiech