Taka koincydencja...
Pod koniec kwietnia opublikowano program warszawskich Targów Książek.
Potrafiłam podobnie jak przed ENL całymi godzinami siedzieć z nosem w telefonie i długopisem
w ręku, tworząc mapę spotkań, na które chcę się wybrać i stoisk wydawnictw, które koniecznie
muszę odwiedzić.
Równocześnie w szkole przeżywałam kryzys. Jeden z największych jakie zdarzyły mi się w ciągu całej
edukacji. Wahania nastroju, brak wiary w swoje możliwości, kłótliwość.
Nic przyjemnego.
To był naprawdę trudny dla mnie czas. Chciałam, żeby się jak najszybciej skończył.
Wtorek 11 maja
Druga godzina lekcyjna, język polski.
Temat lekcji - lata 80 ubiegłego wieku w kraju i na świecie.
Otwarta strona w podręczniku ukazywała (znane mi już wcześniej) słynne zdjęcie wykonane przez
światowej sławy fotografa Chrisa Niedenthala - ,,Czas apokalipsy". Jedno z najbardziej chyba
rozpoznawalnych świadectw stanu wojennego.
![]() |
Zdjęcie ze strony Culture.pl |
Wreszcie po jakimś czasie zadzwonił dzwonek na przerwę. Większość klasy zachęcona piękną pogodą
wybiegła na zewnątrz. Ja jak zwykle usadowiłam się na parapecie pierwszego okna, z książką w ręku.
Nauczyciel w tym czasie zbierał swoje rzeczy i szykował się do wyjścia. Wtedy też, bardziej do siebie
niż do innych (którzy i tak go już przecież nie słuchali) powiedział, że chciałby dostać kiedyś autograf
Niedenthala, którego bardzo ceni. Niestety nigdy jeszcze nie miał szansy go spotkać.
Zajęta czytaniem, nic nie odpowiedziałam, ale mój wyczulony na słowo ,,autograf" umysł natychmiast
zanotował tę informację na dysku. Tak na wszelki wypadek.
Od tamtej lekcji minęły dwa dni. Jak co dzień wracałam tramwajem z miasta. Siedziałam i
przeglądałam facebookową stronę, gdy nagle - zamarłam.
Empik Renoma
13 maja, godzina 16:00
Spotkanie z Chrisem Niedenthalem.
Zatkało mnie. Miałam przed oczami plakat wydarzenia, a mimo to z trudem mogłam uwierzyć w tak,
jak sami przyznacie, niezwykły zbieg okoliczności. Jakby na zamówienie! Oczywiście od razu
poinformowałam w domu, że tam pójdę. Przeszkód nie było. Spotkanie miało odbyć się w sobotnie
popołudnie.
Co można robić fajniejszego (oprócz czytania książek), niż zdobywać nowy autograf w piękne, majowe
popołudnie?
W ciągu następnych kilku dni na szczęście nie wydarzyło się nic, co mogłoby w jakiś sposób zmienić
moje plany. Do końca tygodnia udało mi się utrzymać tajemnicę i nic nauczycielowi nie powiedziałam.
Uznałam, że jeśli sam się o tym spotkaniu nie dowie, to trudno.
W poniedziałek, jeśli wszystko pójdzie zgodnie z moimi oczekiwaniami, dostanie swój wymarzony
autograf.
Do Empiku pojechałam wczesnym rankiem, głównie po to, żeby na jednej z kanap przy moim ulubionym oknie (skąd widok z lotu ptaka rozciągał się na skrzyżowanie Arkady
Capitol), po to by przeczytać książkę Margaret Atwood.
Minęło pięć czy też sześć godzin, wybiła za dwadzieścia czwarta. Wówczas przemieściłam się z jasnej,
miłej dla oka przestrzeni nieco dalej, w głąb, na prawo od kas. Prócz miejsca, w którym organizowane
były spotkania autorskie, znajdowały się tam wtedy półki z muzyką filmową i gazetami.
Rok później powstaną tam zaczątki magazynu, aż wreszcie całkiem zamkną ten fragment sklepu.
Wydaje mi się, że wszystkie krzesła były zajęte. Nikt nie musiał siedzieć na podłodze, co dla mnie jest
jednoznaczne z informacją ,,ludzie przyszli, ale nie ma tłumu". Przysiadłam gdzieś w środkowym
rzędzie, ciekawa jak potoczy się rozmowa.
Chris Niedenthal okazał się być przesympatyczny! Ponad godzinę opowiadał o swojej pracy
fotoreportera, przytaczając wiele anegdot i faktów historycznych, które mnie niesamowicie ciekawiły
(historia to od zawsze był mój ulubiony przedmiot, więc rozmowa z Niedenthalem była dla mnie
naprawdę fascynująca). Wiele mówił też o Wrocławiu, więc strzygłam uszami starając się jak
najwięcej zapamiętać.
Opowiadał o tym wszystkim niewymuszenie, w błyskotliwy i ciekawy sposób. Przez większość czasu
siedziałam tam jak zahipnotyzowana. Przechodząc od jednej niezwykłej historii do drugiej potrafił tak
to przedstawić, że czułam się niemal jak w kinie, kiedy obrazy pojawiały się i znikały w mojej głowie.
Oczywiście wszystko to miało swój kontekst, którym była nowa książka Niedenthala, a właściwie
album zatytułowany "1989. Rok nadziei", z którą zresztą spędziłam jeszcze dwie godziny po
spotkaniu, przeglądając się po kolei każdemu ze zdjęć.
Po zakończonej rozmowie, do fotografa ustawiła się kolejka. Większość prosiła o podpis w którymś
z jego albumów. Jak zwykle poczułam się bardzo niepewnie, mając ze sobą wyłącznie
nieodłączny notatnik.
Podeszłam do stolika jako jedna z ostatnich osób i najpierw podziękowałam za ciekawą rozmowę.
Potem temat zszedł na dość nieoczywistą ścieżkę, bo zadałam mu pytanie czy kobiety też mogą być
dobrymi fotografkami. Żałuję teraz, że nie pamiętam co odpowiedział, chętnie bym to dla Was
przytoczyła.
Na koniec poprosiłam o wpis w notatniku (nie miał z tym żadnego problemu). Tutaj, wydarzyła się
zabawna sytuacja. Otóż prawdopodobnie, fotograf chciał mi się podpisać na wybranej przez siebie
pustej kartce. Ja jednak, stanowczym gestem pokazałam mu nie tylko tę, na której ma znaleźć się
podpis, ale też nie do końca świadomie pokazałam palcem konkretną linijkę.
Stąd właśnie wzięła się strzałka i podpis ,,Specjalnie dla Adeli podpiszę się tu".
Następnie, na kartce obok pojawił się tak samo skonstruowany autograf dla nauczyciela.
Zobowiązałam się do przekazania podpisu wraz z serdecznymi pozdrowieniami. Jeszcze raz
podziękowałam za spotkanie i odeszłam na bok.
Tak jak wspomniałam, w sklepie spędziłam jeszcze około dwóch godzin. Wracając, dumna nie tylko z nowego autografu, ale też z perfekcyjnie wykonanej ,,misji" kupiłam lody, bo mimo późnej pory na
dworze wciąż było przyjemnie ciepło.
Nie pamiętam co robiliśmy w poniedziałek na lekcji polskiego, natomiast doskonale wiem
co zdarzyło
się już później, podczas przerwy.
Wyciągnęłam notatnik z plecaka i ostrożnie wyrwałam z niego odpowiednią kartkę, po czym
położyłam ją jak gdyby nigdy nic na biurku nauczyciela (cała operacja nie wymagała ode mnie nawet
wstania z krzesła, ponieważ siedziałam w pierwszej ławce).
Reakcja na ten niespodziewany prezent była kapitalna!
Na pytania skąd/jak/kiedy odpowiedziałam wymijająco (nie chcąc by było mu przykro, że przegapił
spotkanie), że po prostu lubię robić takie niespodzianki dla innych.
Nie kłamałam, naprawdę sprawia mi to ogromną przyjemność!
Komentarze
Prześlij komentarz