Pierwsza wizyta w Teatrze Współczesnym, spotkanie z Katarzyną Dąbrowską
Jeszcze zanim dojdziemy do samej sztuki.
Fani Katarzyny Dąbrowskiej pewnie pamiętają, że pod koniec września 2015 roku na premierze filmu pt. "Król życia" Pani Kasia pojawiła się z ręką w gipsie. Różne portale internetowe przez moment spekulowały co się stało, jednak niczego pewnego się nie dowiedzieliśmy.
W dniu w którym pojechałam do Teatru Współczesnego, wciąż nosiła ten gips.
Fani Katarzyny Dąbrowskiej pewnie pamiętają, że pod koniec września 2015 roku na premierze filmu pt. "Król życia" Pani Kasia pojawiła się z ręką w gipsie. Różne portale internetowe przez moment spekulowały co się stało, jednak niczego pewnego się nie dowiedzieliśmy.
W dniu w którym pojechałam do Teatru Współczesnego, wciąż nosiła ten gips.
Zastanawiałam się jaki wpływ będzie to miało na sztukę - pamiętajcie, że "Najdroższy" to współczesna komedia, a ten gatunek ma to do siebie, że można czasem odrobinę zmienić tekst.
Gdy usiadłam na swoim miejscu do sali weszła moja mama. Wtedy ja, głośno i wyraźnie oznajmiłam (a właściwie wydarłam się na całą salę) żeby wyłączyła telefon. Ten sposób wypracowałyśmy razem gdy jeszcze byłam w przedszkolu - gdy tak wrzasnę niby tylko do niej, inni ludzie przypominają sobie o telefonach i je wyciszają. Nie wszyscy oczywiście, ale przynajmniej część.
Godzina 19:00, w całym teatrze rozlega się trzeci - ostatni dzwonek. Nareszcie! Na sali rozlega się głos dyrektora teatru Macieja Englerta proszący o wyłączenie telefonów komórkowych.
Kurtyna rozsunęła się, spektakl się zaczynał.
Andrzej Zieliński w roli życiowego nieudacznika Pignona od pierwszej do ostatniej sceny robił świetną robotę. W postać w którą się wcielił nie tylko dało się bez problemu uwierzyć, ale też bardzo ją polubić. Tym występem przekonał mnie, że naprawdę jest bardzo dobrym aktorem komediowym.
W ogóle cała obsada spektaklu była świetnie dobrana, nie czułam w tej kwestii żadnego zgrzytu.
To co mnie też od samego początku zachwyciło w "Najdroższym" to scenografia - prosta ale zapadająca w pamięć. Nie będę Wam zdradzać zbyt wiele, powiem tylko, że ja tego wieczoru lepiej zrozumiałam czym jest i z czym się wiąże sztuka współczesna. I jak łatwo z takiego rodzaju sztuką przesadzić.
To co zapadło mi też w pamięć to scena z krzesłem, w której Krzysztof Kowalewski przyprawiał nas - widzów o zawrót głowy. Autentycznie, oglądając ją bałam się o życie Pana Krzysztofa. Musiał to ćwiczyć wiele miesięcy. Ci z Was, którzy byli na tym spektaklu z pewnością dobrze wiedzą o jakiej scenie mówię. . To było wspaniałe! Dla samej tej sceny chętnie bym pojechała zobaczyć ten spektakl raz jeszcze.
Teraz przejdźmy do momentu, na który zapewne czekało wielu z Was. Myślę tutaj oczywiście o Katarzynie Dąbrowskiej. Od rozpoczęcia spektaklu niecierpliwie wyczekiwałam momentu w którym pojawi się na scenie. Przyznam się Wam nawet, że niezbyt skupiałam się na tym co się działo na scenie - mój wzrok co chwila wędrował od prawej do lewej kulisy, gdzie próbowałam wypatrzeć Panią Kasię.
Okazało się, że bardzo dobrze zrobiłam. Akurat wpatrywałam się uporczywie w lewą kulisę gdy...
Kasia która gra w spektaklu uroczą Olgę, Rosjankę dosłownie wypadła z kulisy wprost na scenę. Wyglądało to o tyle spektakularnie, że miała rękę w gipsie.
Rzeczywiście, moje przeczucie nie myliło się. Aktorzy nieco dodali do tekstu kilkukrotnie nawiązując do ręki Pani Kasi.
I tak na przykład gdy Olga wpada do mieszkania i na starcie skręca sobie kostkę, Pignon wskazał na rękę w gipsie i spytał:
- a to?
a Olga macha lekceważąco ręką i odpowiada:
- a nie, to to stare
Takich wstawek w tej sztuce już nie zobaczycie chyba, że Pani Kasia znowu coś sobie złamie.
Czego oczywiście jej nie życzę!
A teraz krótko nakreślę Wam główną linie fabularną sztuki:
Jak to w komediach bywa, bogu ducha winny Pignon wplątuje się w zawiły świat finansów i musi sobie z tym jakoś poradzić. Na jego drodze staje agent ubezpieczeniowy (w tej roli Sławomir Orzechowski) a była żona naszego głównego bohatera (Joanna Jeżewska) wyczuwa grubą forsę i zaczyna go nachodzić. Na dodatek Christine (Weronika Nockowska) - nowatorska dekoratorka wnętrz, która próbuje uwieść Pignona a tu na drodze do zdobycia mężczyzny staje piękna Olga, Rosjanka (Kasia Dąbrowska)...
Może ten krótki opis zachęci kogoś z Was do zobaczenia sztuki na żywo. Wciąż macie szansę, ponieważ "Najdroższy" mimo upływu lat wciąż jest grany i bardzo lubiany przez widzów.
Bardzo Wam polecam, warto!
Może pamiętacie, jak w poprzednim wpisie mówiłam, że notatnik z autografami odbiera się w antrakcie? Tak też zrobiłam. Kiedy odebrałam go z rąk kierowniczki, poprosiłam mamę żeby zostawiła mnie samą i pognałam na zewnątrz bo brakowało mi powietrza i czułam się tak jakbym zaraz miała zemdleć.
Bałam się otworzyć ten notatnik, trzęsły mi się ręce. Wreszcie zdobyłam się na odwagę. Kiedy zobaczyłam dedykację od Andrzeja Zielińskiego poczułam się przeszczęśliwa, ale kiedy stronę dalej zobaczyłam podpis Pani Kasi... To był jeden z niewielu momentów w moim życiu kiedy równocześnie śmiałam się i płakałam ze szczęścia. Pognałam do mamy, uściskałam Panią Kierownik... Kiedy już ochłonęłam na tyle, że byłam w stanie mówić otworzyłam notatnik na kolejnych stronach... I okazało się, że podpisała mi się CAŁA OBSADA. Oprócz Krzysztofa Kowalewskiego, ponieważ dosłownie kilka miesięcy wcześniej zdobyłam już jego podpis o czym nie tak dawno Wam opowiadałam.
Podczas drugiego aktu ledwo mogłam usiedzieć na miejscu. Miałam ochotę skakać, śmiać się, wskoczyć na scenę i uściskać wszystkich aktorów.
Gdy tylko spektakl się skończył to ja jako pierwsza wstałam i rozpoczęłam owacje. Byłam dumna, bo aktorzy mnie zauważyli (byłoby dziwne gdyby nie,w końcu siedziałam na samym przodzie po środku) i uśmiechali się szeroko. Pewnie też dlatego, że w rękach trzymałam notatnik. Musieli wiedzieć, że to mnie,a nie komuś innemu się podpisali!
Bardzo chciałam przekazać im swoją radość i szczęście, które wtedy czułam.
Oczywiście zdawałam sobie sprawę, że nie będzie mi dane porozmawiać osobiście z aktorami. Jednak na wszelki wypadek, postanowiłam poczekać w holu teatru pół godziny. Marzyłam, że może... może uda mi się kogoś złapać?
Po jakimś czasie mamie znudziło się czekanie, powiedziała, że idzie do toalety się przebrać. Ja zostałam w holu.
Stałam tak sama już chyba z pięć minut, gdy nagle do holu wszedł nie kto inny tylko KASIA DĄBROWSKA!
Możecie sobie wyobrazić w jak wielkim byłam szoku.
Tyle lat marzyłam o tym spotkaniu, wyobrażałam sobie jak będzie wyglądać... a teraz Pani Kasia minęła mnie w holu! Oczywiście zostałam zauważona, w teatrze poza moją mamą (która wtedy wciąż była w toalecie na dole) i portierem nie było już nikogo.
A oto jak wyglądała rozmowa:
Podeszłam i drżącym z emocji głosem powiedziałam:
- Pani Kasiu... chciałam podziękować. Za dzisiejszą sztukę, za role w teatrze telewizji, seriale i...
Tu głos mi się załamał, za dużo tego wszystkiego, za dużo szczęścia na raz. z oczu po raz kolejny tego wieczoru poleciały mi łzy
Widząc to Kasia Dąbrowska podeszła bliżej i odpowiedziała:
- ojej, dziękuję bardzo za te wszystkie słowa, bardzo mi miło!
odzyskałam głos
- bo widzi Pani ja... ja tu przyjechałam specjalnie dla Pani, to było moje największe marzenie...
Mniej więcej wtedy podszedł do nas portier i powiedział do Pani Kasi, że taksówka już czeka
Ona jeszcze poprawiając szal uśmiechnęła się do mnie po czym zeszła po schodach.
Usłyszałam jeszcze jej rozmowę z portierem:
-poradzi sobie Pani z tą ręką?
-tak poradzę sobie, proszę się nie martwić
Wtedy do holu weszła moja mama. Wybiegłyśmy na zewnątrz (mama musiała osobiście zobaczyć Kasię, inaczej nigdy by mi nie uwierzyła, że z nią rozmawiałam) i zobaczyłyśmy jeszcze jak wsiada do taksówki.
Było już wpół do dwunastej gdy wyszłyśmy z teatru i z Pl. Zbawiciela udałyśmy się do metra.
Poprosiłam mamę, żeby do jutra nic do mnie nie mówiła. Musiałam nad czymś na spokojnie pomyśleć.
Przez całą drogę do ciotki myślałam nad tym co dalej. Do tamtego wieczoru myślałam mniej więcej tak:
Muszę dążyć do autografu od Pani Kasi. Jeżeli wpadną mi jakieś inne podpisy po drodze no to ok, nie mam nic przeciwko. Ale kiedy już zdobędę od niej autograf...
W tym momencie moje rozważania zawsze się kończyły. Teraz jednak wiedziałam, że muszę podjąć decyzję.
Podjęłam ją jeszcze zanim dotarłyśmy do cioci. Przecież jest tylu wspaniałych aktorów i aktorek! Tylu pisarzy, muzyków, artystów, od których mogłabym wziąć podpisy!
A poza tym w głębi duszy dobrze wiedziałam, że od dwóch lat, a dokładnie od spotkania z aktorem Bartłomiejem Topą coś się zmieniło.
Zbieranie autografów zaczęło mi sprawiać prawdziwą przyjemność.
W nocy z 2 na 3 października 2015 ze zdumieniem odkryłam, że wcale nie chcę z tym kończyć.
Zrozumiałam, że uwielbiam to robić, chcę dalej zbierać podpisy. Dopiero siedząc w warszawskim metrze zobaczyłam wyraźnie, że już od dwóch lat jest to moja pasja.
Ja wiem jak pompatycznie to wszystko brzmi, ale tak właśnie było.
Nie żałuję, że podjęłam wtedy taką, a nie inną decyzję. Gdyby nie ona, nie miałabym teraz tylu wspomnień, nie mogłabym się nimi z Wami tutaj dzielić.
Jeszcze nie kończymy z Warszawą. Ci z Was, którzy czytali wpis sprzed tygodnia wiedzą, że podczas tamtego wyjazdu byłam na dwóch sztukach teatralnych.
Gdy usiadłam na swoim miejscu do sali weszła moja mama. Wtedy ja, głośno i wyraźnie oznajmiłam (a właściwie wydarłam się na całą salę) żeby wyłączyła telefon. Ten sposób wypracowałyśmy razem gdy jeszcze byłam w przedszkolu - gdy tak wrzasnę niby tylko do niej, inni ludzie przypominają sobie o telefonach i je wyciszają. Nie wszyscy oczywiście, ale przynajmniej część.
Godzina 19:00, w całym teatrze rozlega się trzeci - ostatni dzwonek. Nareszcie! Na sali rozlega się głos dyrektora teatru Macieja Englerta proszący o wyłączenie telefonów komórkowych.
Kurtyna rozsunęła się, spektakl się zaczynał.
Andrzej Zieliński w roli życiowego nieudacznika Pignona od pierwszej do ostatniej sceny robił świetną robotę. W postać w którą się wcielił nie tylko dało się bez problemu uwierzyć, ale też bardzo ją polubić. Tym występem przekonał mnie, że naprawdę jest bardzo dobrym aktorem komediowym.
W ogóle cała obsada spektaklu była świetnie dobrana, nie czułam w tej kwestii żadnego zgrzytu.
To co mnie też od samego początku zachwyciło w "Najdroższym" to scenografia - prosta ale zapadająca w pamięć. Nie będę Wam zdradzać zbyt wiele, powiem tylko, że ja tego wieczoru lepiej zrozumiałam czym jest i z czym się wiąże sztuka współczesna. I jak łatwo z takiego rodzaju sztuką przesadzić.
To co zapadło mi też w pamięć to scena z krzesłem, w której Krzysztof Kowalewski przyprawiał nas - widzów o zawrót głowy. Autentycznie, oglądając ją bałam się o życie Pana Krzysztofa. Musiał to ćwiczyć wiele miesięcy. Ci z Was, którzy byli na tym spektaklu z pewnością dobrze wiedzą o jakiej scenie mówię. . To było wspaniałe! Dla samej tej sceny chętnie bym pojechała zobaczyć ten spektakl raz jeszcze.
Teraz przejdźmy do momentu, na który zapewne czekało wielu z Was. Myślę tutaj oczywiście o Katarzynie Dąbrowskiej. Od rozpoczęcia spektaklu niecierpliwie wyczekiwałam momentu w którym pojawi się na scenie. Przyznam się Wam nawet, że niezbyt skupiałam się na tym co się działo na scenie - mój wzrok co chwila wędrował od prawej do lewej kulisy, gdzie próbowałam wypatrzeć Panią Kasię.
Okazało się, że bardzo dobrze zrobiłam. Akurat wpatrywałam się uporczywie w lewą kulisę gdy...
Kasia która gra w spektaklu uroczą Olgę, Rosjankę dosłownie wypadła z kulisy wprost na scenę. Wyglądało to o tyle spektakularnie, że miała rękę w gipsie.
Rzeczywiście, moje przeczucie nie myliło się. Aktorzy nieco dodali do tekstu kilkukrotnie nawiązując do ręki Pani Kasi.
I tak na przykład gdy Olga wpada do mieszkania i na starcie skręca sobie kostkę, Pignon wskazał na rękę w gipsie i spytał:
- a to?
a Olga macha lekceważąco ręką i odpowiada:
- a nie, to to stare
Takich wstawek w tej sztuce już nie zobaczycie chyba, że Pani Kasia znowu coś sobie złamie.
Czego oczywiście jej nie życzę!
A teraz krótko nakreślę Wam główną linie fabularną sztuki:
Jak to w komediach bywa, bogu ducha winny Pignon wplątuje się w zawiły świat finansów i musi sobie z tym jakoś poradzić. Na jego drodze staje agent ubezpieczeniowy (w tej roli Sławomir Orzechowski) a była żona naszego głównego bohatera (Joanna Jeżewska) wyczuwa grubą forsę i zaczyna go nachodzić. Na dodatek Christine (Weronika Nockowska) - nowatorska dekoratorka wnętrz, która próbuje uwieść Pignona a tu na drodze do zdobycia mężczyzny staje piękna Olga, Rosjanka (Kasia Dąbrowska)...
Może ten krótki opis zachęci kogoś z Was do zobaczenia sztuki na żywo. Wciąż macie szansę, ponieważ "Najdroższy" mimo upływu lat wciąż jest grany i bardzo lubiany przez widzów.
Bardzo Wam polecam, warto!
Może pamiętacie, jak w poprzednim wpisie mówiłam, że notatnik z autografami odbiera się w antrakcie? Tak też zrobiłam. Kiedy odebrałam go z rąk kierowniczki, poprosiłam mamę żeby zostawiła mnie samą i pognałam na zewnątrz bo brakowało mi powietrza i czułam się tak jakbym zaraz miała zemdleć.
Bałam się otworzyć ten notatnik, trzęsły mi się ręce. Wreszcie zdobyłam się na odwagę. Kiedy zobaczyłam dedykację od Andrzeja Zielińskiego poczułam się przeszczęśliwa, ale kiedy stronę dalej zobaczyłam podpis Pani Kasi... To był jeden z niewielu momentów w moim życiu kiedy równocześnie śmiałam się i płakałam ze szczęścia. Pognałam do mamy, uściskałam Panią Kierownik... Kiedy już ochłonęłam na tyle, że byłam w stanie mówić otworzyłam notatnik na kolejnych stronach... I okazało się, że podpisała mi się CAŁA OBSADA. Oprócz Krzysztofa Kowalewskiego, ponieważ dosłownie kilka miesięcy wcześniej zdobyłam już jego podpis o czym nie tak dawno Wam opowiadałam.
![]() |
Wymarzony, wyczekany autograf od Kasi Dąbrowskiej |
![]() |
Andrzej Zieliński, czyli główny bohater "Najdroższego" |
![]() |
Joanna Jeżewska |
![]() |
Weronika Nockowska |
![]() |
Sławomir Orzechowski |
![]() |
Dariusz Dobkowski |
Podczas drugiego aktu ledwo mogłam usiedzieć na miejscu. Miałam ochotę skakać, śmiać się, wskoczyć na scenę i uściskać wszystkich aktorów.
Gdy tylko spektakl się skończył to ja jako pierwsza wstałam i rozpoczęłam owacje. Byłam dumna, bo aktorzy mnie zauważyli (byłoby dziwne gdyby nie,w końcu siedziałam na samym przodzie po środku) i uśmiechali się szeroko. Pewnie też dlatego, że w rękach trzymałam notatnik. Musieli wiedzieć, że to mnie,a nie komuś innemu się podpisali!
Bardzo chciałam przekazać im swoją radość i szczęście, które wtedy czułam.
Oczywiście zdawałam sobie sprawę, że nie będzie mi dane porozmawiać osobiście z aktorami. Jednak na wszelki wypadek, postanowiłam poczekać w holu teatru pół godziny. Marzyłam, że może... może uda mi się kogoś złapać?
Po jakimś czasie mamie znudziło się czekanie, powiedziała, że idzie do toalety się przebrać. Ja zostałam w holu.
Stałam tak sama już chyba z pięć minut, gdy nagle do holu wszedł nie kto inny tylko KASIA DĄBROWSKA!
Możecie sobie wyobrazić w jak wielkim byłam szoku.
Tyle lat marzyłam o tym spotkaniu, wyobrażałam sobie jak będzie wyglądać... a teraz Pani Kasia minęła mnie w holu! Oczywiście zostałam zauważona, w teatrze poza moją mamą (która wtedy wciąż była w toalecie na dole) i portierem nie było już nikogo.
A oto jak wyglądała rozmowa:
Podeszłam i drżącym z emocji głosem powiedziałam:
- Pani Kasiu... chciałam podziękować. Za dzisiejszą sztukę, za role w teatrze telewizji, seriale i...
Tu głos mi się załamał, za dużo tego wszystkiego, za dużo szczęścia na raz. z oczu po raz kolejny tego wieczoru poleciały mi łzy
Widząc to Kasia Dąbrowska podeszła bliżej i odpowiedziała:
- ojej, dziękuję bardzo za te wszystkie słowa, bardzo mi miło!
odzyskałam głos
- bo widzi Pani ja... ja tu przyjechałam specjalnie dla Pani, to było moje największe marzenie...
Mniej więcej wtedy podszedł do nas portier i powiedział do Pani Kasi, że taksówka już czeka
Ona jeszcze poprawiając szal uśmiechnęła się do mnie po czym zeszła po schodach.
Usłyszałam jeszcze jej rozmowę z portierem:
-poradzi sobie Pani z tą ręką?
-tak poradzę sobie, proszę się nie martwić
Wtedy do holu weszła moja mama. Wybiegłyśmy na zewnątrz (mama musiała osobiście zobaczyć Kasię, inaczej nigdy by mi nie uwierzyła, że z nią rozmawiałam) i zobaczyłyśmy jeszcze jak wsiada do taksówki.
Było już wpół do dwunastej gdy wyszłyśmy z teatru i z Pl. Zbawiciela udałyśmy się do metra.
Poprosiłam mamę, żeby do jutra nic do mnie nie mówiła. Musiałam nad czymś na spokojnie pomyśleć.
Przez całą drogę do ciotki myślałam nad tym co dalej. Do tamtego wieczoru myślałam mniej więcej tak:
Muszę dążyć do autografu od Pani Kasi. Jeżeli wpadną mi jakieś inne podpisy po drodze no to ok, nie mam nic przeciwko. Ale kiedy już zdobędę od niej autograf...
W tym momencie moje rozważania zawsze się kończyły. Teraz jednak wiedziałam, że muszę podjąć decyzję.
Podjęłam ją jeszcze zanim dotarłyśmy do cioci. Przecież jest tylu wspaniałych aktorów i aktorek! Tylu pisarzy, muzyków, artystów, od których mogłabym wziąć podpisy!
A poza tym w głębi duszy dobrze wiedziałam, że od dwóch lat, a dokładnie od spotkania z aktorem Bartłomiejem Topą coś się zmieniło.
Zbieranie autografów zaczęło mi sprawiać prawdziwą przyjemność.
W nocy z 2 na 3 października 2015 ze zdumieniem odkryłam, że wcale nie chcę z tym kończyć.
Zrozumiałam, że uwielbiam to robić, chcę dalej zbierać podpisy. Dopiero siedząc w warszawskim metrze zobaczyłam wyraźnie, że już od dwóch lat jest to moja pasja.
Ja wiem jak pompatycznie to wszystko brzmi, ale tak właśnie było.
Nie żałuję, że podjęłam wtedy taką, a nie inną decyzję. Gdyby nie ona, nie miałabym teraz tylu wspomnień, nie mogłabym się nimi z Wami tutaj dzielić.
Jeszcze nie kończymy z Warszawą. Ci z Was, którzy czytali wpis sprzed tygodnia wiedzą, że podczas tamtego wyjazdu byłam na dwóch sztukach teatralnych.
Komentarze
Prześlij komentarz