Pierwsze dni października tamtego roku były wyjątkowo ciepłe i słoneczne.
Tylko dwa dni dzieliły mnie od
spektaklu w teatrze współczesnym. Spędziłam je głównie na spacerowaniu po
Łazienkach i najpiękniejszych dzielnicach Warszawy
W pewnym momencie, kiedy mama spytała czy
może czegoś nie zwiedzimy zareagowałam kategorycznym i błagalnym - NIE!
Wystarczyło mi siedem wycieczek szkolnych do Warszawy podczas, których
zwiedzaliśmy zawsze te same miejsca. Chciałam, żeby ta wizyta była inna od
poprzednich. Chciałam zobaczyć jak żyją ludzie w tym mieście a nie gonić na
szybko po muzeach jak turystka.
Przejdźmy teraz do 2 października. Choć sztuka miała się zacząć dopiero o
godzinie 19:00, dzięki moim błaganiom na Pl. Zbawiciela byłyśmy już pięć godzin
przed czasem. Z emocji rozbolał mnie brzuch.
Teatr Współczesny mieści się na ul.Mokotowskiej 13.
Ul. Mokotowska jest bardzo długa, na dodatek numeracja jest tam zawiła. Nie
mogłyśmy z mamą znaleźć numeru
trzynastego. Chodziłyśmy to w jedną, to w drugą stronę i coraz bardziej się
denerwowałyśmy. Po jakimś czasie zrezygnowane stanęłyśmy na pasach i zawzięcie
dyskutowałyśmy co robić. Po chwili podszedł do nas wysoki, przystojny mężczyzna
i spytał czy w czymś pomóc. Bez problemu wskazał nam drogę do teatru po czym
zniknął w ulicznym tłumie.
Chwilę później spytałam mamę
- Mamo, a on nie był podobny do tego prezentera z tvn Oliwiera Janiaka?
Tak, to był on. Kiedyś, jeśli jeszcze go spotkam to mu podziękuję.
Oszczędził nam nerwów, z jego wskazówkami dotarłyśmy wprost pod teatr.
Byłam tu. Nareszcie! Nie mogłam w to uwierzyć. Kiedy weszłyśmy do środka
znalazłyśmy się w małym, wąskim holu. Po schodach zeszłyśmy na dół, do
recepcji. Siedziała w niej kobieta, nie wyglądała na tyle sympatycznie bym
odważyła się do niej podejść.
Udając, że oglądam z zainteresowaniem wywieszone na ścianach obrazy
przysłuchiwałam się rozmowie, którą prowadziła moja mama
- Dzień dobry, my z córką będziemy dziś wieczorem na spektaklu, mamy do
odbioru dwa bilety...
Gdy je odebrała, nastąpiła ta część rozmowy na której najbardziej mi
zależało:
- Widzi Pani...bo córa uwielbia Katarzynę Dąbrowską i przyjechała aż z
Wrocławia żeby ją zobaczyć. Czy jest jakakolwiek szansa by mogła dostać jej
autograf?
W tym momencie weszłam w rolę dziewczynki, która przebyła daleką drogę by
spełnić marzenie.
Ze łzami w oczach odwróciłam się w stronę okienka kasy. Chyba dobrze
odegrałam tą rolę, bo kobieta nieco się rozchmurzyła i zdradziła mi co muszę
zrobić, żeby w teatrze zdobyć od kogoś autograf.
UWAGA: To działa w prawie każdym teatrze - korzystajcie mądrze :-)
Otóż, musimy znaleźć kogoś, kto w teatrze sprawuje funkcję "kierownika
widowni". Taka osoba bierze od nas notatnik/ zeszyt lub coś na czym chcemy
dostać podpis. Idzie za kulisy do aktorów. Notatnik z podpisem aktora (bądź
aktorów) zwykle oddaje nam w antrakcie (przerwa w spektaklu). Należy tylko
pamiętać, żeby dając kierownikowi notatnik umówić się na odbiór w tym samym
miejscu, żebyście potem nie musieli go szukać.
W teatrze współczesnym w 2015 roku tę funkcję sprawowała przemiła kobieta.
Długo z nią rozmawiałam,opowiedziałam dlaczego się tu znalazłam i jakie to
wszystko jest dla mnie ważne.
Poprosiłam o autograf przede wszystkim od Pani Kasi, ale jeśli ktoś jeszcze
z obsady będzie mógł/chciał się wpisać to proszę bardzo, ja nie mam nic
przeciwko temu.
Półtorej godziny przed rozpoczęciem sztuki przebrałam się ze zwykłych
ciuchów w długą, czarną sukienkę. Uważam, że teatr jest miejscem do, którego
należy przyjść ubranym szykownie i elegancko.
Kwadrans przed 19:00 weszłam na salę.
Miejsce miałam w trzecim rzędzie, czyli w pierwszym. Jak to możliwe? Po
prostu niektóre spektakle potrzebują więcej miejsca i zabierają kilka
pierwszych rzędów widowni jako przedłużenie tego co będzie się działo na scenie.
Dlatego właśnie siedząc w samym środku trzeciego rzędu, tak naprawdę
siedziałam w rzędzie pierwszym.
Nic, absolutnie nic nie mogło mi zepsuć tego wieczoru.
Nie umiem Wam opisać dokładnie jakie to uczucie, gdy siedząc już na sali
czuję tę podniosłą atmosferę, narastającą z każdą minutą i to oczekiwanie na moment gdy
kurtyna pójdzie w górę...
Obojętnie w jakim miejscu, w jakim teatrze to przeczucie, że zaraz wydarzy
się coś niesamowitego zawsze mi towarzyszy.
Zostawiam Was z tym poczuciem niedosytu, ale obiecuję że w kolejnym wpisie
opisze nie tylko samą sztukę, lecz także pierwsze spotkanie i rozmowę z moją
ulubioną aktorką - Katarzyną Dąbrowską.
|
Komentarze
Prześlij komentarz