Wspólne świętowanie aktorów i fanów cz.1
W pierwszym momencie nie rozejrzałam się po wnętrzu budynku.
Potrzebowałam chwili, żeby ochłonąć i przestawić się z zimnego listopadowego
powietrza na atmosferę panującą w dużym holu. W środku nie było ciepło, zdjęłam
czapkę i szalik. Jednak w płaszczyku postanowiłam zostać. Przystanęłam sobie
gdzieś z boku i wepchnęłam rzeczy do torebki. Dopiero gdy to zrobiłam, zaczęłam
się rozglądać dokładnie po pomieszczeniu.
Wyglądało mniej więcej ono w ten sposób:
Hala była podzielona na dwie wyraźne części. Pierwsza (ta w
której znajdowałam się ja i kilkadziesiąt innych osób) była… Nie wiem jak Wam
to dokładnie wytłumaczyć, ale najbardziej można to skojarzyć z halą odlotów na
lotniskach: spora, pusta przestrzeń, kilka krzeseł po bokach i trochę roślin w
wielkich donicach.
Natomiast druga część sali była dla mnie o wiele ciekawsza:
mały sklepik, ławki i krzesła, ale co najważniejsze: w głębi znajdowały się
długie, ruchome schody po lewej stronie sali.
Moja mama ogląda ,,Pytanie na śniadanie” praktycznie
codziennie, od pierwszych emisji programu. Siłą rzeczy, ja znam ten program tak
samo dobrze jak ona. Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, dokąd te ruchome schody
prowadzą – prosto do głównego studia PnŚ. To właśnie to studio oglądamy
codziennie, to tam na kanapach zasiadają zaproszeni goście.
![]() |
Tego dnia program prowadzili Marzena Rogalska i Tomasz Kammel |
Gdzieś w trakcie tych moich „oględzin” miejsca,
zorientowałam się, jak będzie w praktyce wyglądać nasze spotkanie z aktorami.
Pisałam Wam, że hol był podzielony na dwie części. Wyraźnym wyznacznikiem ich
obu, były ciągnące się przez całą szerokość sali barierki. Przejście między
nimi było tylko jedno, po prawej stronie. Dla mnie w jednej chwili stało się
jasne, że aktorzy będą po tej stronie ze schodami, a my – fani stłoczeniu po
tej drugiej od wejścia.
W sumie, to był to dobry pomysł. Biedni aktorzy, zostaliby z
pewnością staranowani gdybyśmy mieli do nich całkowicie nieograniczony dostęp.
Zanim zacznę opisywać ten Armagedon, chcę tylko przypomnieć,
że od godziny siódmej, tysiące telewidzów z całej polski oglądało ,,Pytanie na
śniadanie”. Był to dzień specjalny, w całości poświęcony serialowi, ale ja
wiedziałam, że tam – na górze non stop od dwóch godzin Marzena Rogalska i
Tomasz Kammel prowadzą program. Prawdopodobnie to co dzieje się na dole, jest
tam w studiu pokazywane telewidzom. Jednym słowem trzeba się pilnować, bo można
być w każdym momencie pokazanym na wizji.
Te myśli potwierdziła moja mama, która najpierw zadzwoniła
do mnie : „Adela, widziałam cię, widziałam!” , a później przez cały czas
wysyłała mi esemesy, gdzie teraz stoję i co robię. Po jakimś czasie zaczęło
mnie to denerwować.
Około 8:45, schodami ruchomymi prosto ze studia wyjechał do
nas młody prezenter telewizyjny, Mateusz Szymkowiak. Wiedziałam, że już za
chwilę zacznie się coś dziać.
Mateusz, wśród wrzasku i pisku fanów, których bardzo szybko przybywało
(do tego stopnia, że ledwo można było się poruszać, już nie mówiąc o przejściu
z jednej strony sali na drugą) zapowiedział nam przybycie aktorów. Pamiętam ten
moment dobrze. Po jednej strony byliśmy my, a po drugiej Mateusz i dwóch panów
z gigantycznymi kamerami na ramionach.
Nie umiem Wam dokładnie przekazać, w jaki sposób aktorzy
pojawili się nagle obok Mateusza. Wydaje mi się, że część zjechała schodami,
część weszła bocznym wejściem, a jeszcze inni po prostu nagle wyłonili się nie
wiadomo skąd… Dość powiedzieć, że gdy nagle zobaczyliśmy około dwudziestu
aktorów, fani dosłownie oszaleli z radości. Zrobił się taki harmider, taki
pisk, że przez chwilę straciłam kontrolę nad tym co się dzieje.
![]() |
to tylko część aktorek, które pojawiły się w studiu |
Postanowiłam najpierw przyjrzeć się, kto jest, ale było to
po prostu niemożliwe. Nie mogłam się cofnąć ani pójść w bok. Mogłam tylko stać
wśród tłumu i próbować dostać się pod barierki. Gdy stanęłam na palcach, udało
mi się dostrzec twarze aktorów: kilkunastu stało sobie w głębi swojej części
holu i piło kawę. Byli to między innymi: Kasia Dąbrowska (którą najłatwiej było
dostrzec w tłumie dzięki jej pięknym, rozpuszczonym rudym włosom), Piotr
Głowacki i Magdalena Schejbal (wówczas zupełnie nowe postacie w obsadzie),
Marcin Rogacewicz, Maria Góralczyk.
Natomiast część obsady już zaczęła „obsługiwać” fanów. Byli
to Ola Hamkało, Michał Żebrowski, Julia Kamińska, Pola Gonciarz, Grzegorz
Daukszewicz (dla którego głównie tu przyjechałam), Anita Sokołowska, Kamil Kula
i Mateusz Damięcki.
Bardzo się przestraszyłam, że nie dam rady podejść do
wszystkich. Szczególnie, do Daukszewicza o którego spotkaniu marzyłam od ponad
trzech lat. Do niego była największa kolejka, nie było wolnego skrawka podłogi,
żeby się do niego jakoś dostać.
![]() |
Kamil Kula i Grzegorz Daukszewicz. Szczerze Wam powiem, że oni na żywo są tak niesamowicie przystojni i pełni uroku, że bardzo trudno oderwać od nich wzrok ;) |
Spróbujcie to sobie wyobrazić. Żadnego porządku, popychanie,
krzyki… Ja straciłam w tym wszystkim pewność siebie. Po prostu ilość osób mnie
przerosła.
Nagle, gdy ktoś z góry zawołał Dąbrowską, Sokołowską i
Hamkało, pomyślałam, że już sobie idą, że to koniec szansy na spotkanie.
Szybko zorientowałam się jednak, że moje przypuszczenie jest
błędne. Aktorki wjeżdżały na górę, do studia. W pewnym momencie, Pani Kasia z
uśmiechem, radośnie krzyknęła do nas:
- Piętnaście minut i do Was wracam!
Gdy tylko aktorki
weszły do studia, zadzwoniłam do mamy, chciałam wiedzieć co się dzieje. Okazało
się, że to nic niezwykłego – zwykły wywiad o początkach Leśnej Góry.
Wtedy już całkowicie zrozumiałam formułę tego wydarzenia –
aktorzy i aktorki w wolnych chwilach będą podpisywać nam autografy. Gdy tylko zostaną
wywołani, muszą iść do studia na krótki wywiad.
![]() |
Pytanie za sto punktów: Kto miał lepiej: osoby oglądające mega ciekawe wywiady przed telewizorami... czy my na dole, próbujący dostać się do aktorów pośród ogromnej wrzawy i tłoku nie do zniesienia? |
Spojrzałam na zegar, zobaczyłam, ile czasu już zmarnowałam.
Postanowiłam zdobyć pierwszy tego dnia autograf. Chciałam podejść oczywiście do
Daukszewicza i Żebrowskiego, ale zdecydowałam odczekać, aż trochę zmniejszy się
do nich kolejka.
Zastanawiając się, gdzie spróbować dopchać się najpierw,
zauważyłam, że Dąbrowska, Hamkało i Sokołowska wracają z wywiadu. Spróbowałam
dostać się do Pani Kasi, ale wokół mnie zaczęło się pchać tyle osób, że niemal
natychmiast wycofałam się na prawą stronę. Właśnie wtedy, dostrzegłam swoją
szansę dostania się do Anity Sokołowskiej.
Pani Anita jako JEDYNA z całej obsady postanowiła przejść
przez barierkę i naprawdę wyjść do nas, stanąć w samym środku tłumu. Tym razem
nie poddałam się, przepychałam się w stronę odróżniającej się wśród innych,
ślicznej niebieskiej sukienki aktorki. Wreszcie udało się, stanęłam po lewej
stronie na tyle blisko, że mogłam podać Pani Anicie swój notatnik. O żadnej
rozmowie nie było nawet mowy, zdążyłam tylko powiedzieć swoje imię. Reakcja
była niemal taka sama jak ta u Mai Komorowskiej:
– Adela!?
Ojej jak ślicznie!
Ojej jak ślicznie!
I to był koniec rozmowy, bo tłum za mną był coraz większy i głośniejszy. Z trudem udało mi się stamtąd wycofać.
Szybko odzyskałam siły i przystąpiłam do kolejnego natarcia.
Po w miarę krótkiej, bo trwającej zaledwie pięć minut szarpaninie (którą
pamiętam dobrze, bo w jej trakcie upadłam popchnięta przez jedną z dziewczyn)
dostałam się do stojącej za barierką Poli Gonciarz.
Tu też udało mi się wziąć tylko podpis. Podejrzewam, że
gdybym się uparła, to dałabym radę zrobić zdjęcie i może nawet chwilę
porozmawiać… Ale wtedy tłum i nowa sytuacja bardziej mnie paraliżowały, nie
potrafiłam znaleźć w sobie tyle siły.
Gdyby ten zlot odbył się teraz (tym bardziej, że serial właśnie obchodzi dwudzieste urodziny), to wszystko wyglądałoby zupełnie inaczej. Dzisiaj już wiem, że pierwsza zasada przy okazji masowych imprez brzmi „nie przejmować się obecnością innych ludzi, przepychać się z całych sił, jeśli nie da się inaczej i wykorzystać maksymalnie każdą sekundę rozmowy ze znaną osobą.
Gdyby ten zlot odbył się teraz (tym bardziej, że serial właśnie obchodzi dwudzieste urodziny), to wszystko wyglądałoby zupełnie inaczej. Dzisiaj już wiem, że pierwsza zasada przy okazji masowych imprez brzmi „nie przejmować się obecnością innych ludzi, przepychać się z całych sił, jeśli nie da się inaczej i wykorzystać maksymalnie każdą sekundę rozmowy ze znaną osobą.
Wtedy jednak, taka postawa sprawiała mi zbyt duże trudności,
dlatego niemal natychmiast, gdy Pola oddała mi zeszyt odeszłam do tyłu,
pozwalając innym na rozmowę.
Nie zapominajmy, że aktorzy cały czas wymieniali się,
chodzili na wywiady. Prawie wszystkie działy się na górze w studiu, a mnie aż
zżerało z ciekawości, gdy co chwilę dostawałam esemesy od mamy „Wow jaki ten
Daukszewicz fajny” albo „Ta aktorka w czerwonym, opowiada super anegdoty z
planu”.
Tymczasem na dole, Mateusz Szymkowiak, jeden z moich
ulubionych młodych prezenterów TVP, cały czas był z nami i czasem podchodził do
grupy ludzi, rozmawiał chwilę, pytał o wrażenia. Niektórym osobom proponował
krótkie wypowiedzi do kamery. Ja, gdy zobaczyłam, że podchodzi do nas (grupy
liczącej kilkanaście osób, stojącej niedaleko głównego wejścia) byłam już
kompletnie wyczerpana całą tą sytuacją.
Po krótkim zastanowieniu, zrobiłam coś, co było kompletnie
wbrew mojej nieśmiałości, wbrew temu jak się czułam i jak wyglądałam
(nieuczesana, źle ubrana, zmęczona…)
Zawołałam: Mateusz, ja z Wrocławia przyjechałam! A te Panie
obok to z Krakowa są!
Mateusz natychmiast podłapał pomysł, zaczął głośno wypytywać
o osoby spoza Warszawy. Nagle okazało się, że ktoś przyjechał z Gdańska, ktoś z
Zielonej Góry, z Sandomierza… Ostatecznie, wzięto siedem osób, w tym mnie. To miał być bardzo krótki
wywiad trwający minutę, góra dwie i kiedy już mieliśmy zaczynać…
Przedarła się do nas znana pogodynka, która miała w
wyznaczonym czasie przeprowadzić prognozę pogody. Okazało się, że nasza grupa
tak jej się spodobała, że postanowiła nas do siebie przygarnąć. Jako, że do
rozpoczęcia nagrania pozostało jeszcze piętnaście minut, gawędziła z nami,
dopytywała skąd przyjechaliśmy i dlaczego tu jesteśmy.
Gdy do wejścia na antenę pozostały niecałe dwie minuty, ze
studia po schodach wyjechało nagle trzech niezwykle przystojnych aktorów –
Żebrowski, Kula i Daukszewicz. Nie wiem jak chłopcy, ale dziewczyny (w tym ja) z
radością i potwornie głośnym piskiem przywitały całą trójkę. Gdy byli już na
dole, nagle Pani stojąca obok pogodynki krzyknęła:
- PANIE GRZEGORZU PROSZĘ DO NAS!
Natychmiast nasza niewielka gromadka to podchwyciła,
krzyczałyśmy, prosiłyśmy by on również towarzyszył nam podczas zapowiadania
pogody.
Chwilę później on, oraz grająca serialową Matyldę dziewczynka
przedarli się przez tłum i…stanęli dosłownie obok mnie.
Mnie wryło w ziemię. Oto sam Grzegorz Daukszewicz stoi tak blisko, że dosłownie dotykamy się ramionami. Amelia Czaja uśmiecha się do mnie i pyta, czy znajdzie się jeszcze odrobina miejsca żeby mogła swobodnie stanąć po mojej prawej stronie.
Tak oto, w dziewięć osób towarzyszyliśmy pogodynce na wizji.
Moja mama powiedziała mi później, że przez całe siedem minut, kamera głównie
pokazywała mnie, Grzegorza i Amelkę. Wypominała mi też, że byłam przez cały ten
czas czerwona jak burak. Przepraszam bardzo, ale JAK MIAŁAM NIE BYĆ, jeśli wypowiadałam
się do setek osób przez telewizorami, a gdy mówiłam, że przyjechałam z
Wrocławia… Daukszewicz spojrzał wprost na mnie i uśmiechnął się!
![]() |
Gdyby to zdjęcie zostało zrobione trzy minuty wcześniej, to byście mnie na nim zobaczyli. Niestety, widzę, że to było chwilę po zakończeniu prognozy... |
Niestety, dalej już nie było tak pięknie. Gdy tylko kamera
została wyłączona, Daukszewicza porwał tłum fanek. Nie udało mi się już potem
podejść do niego, nie dostałam autografu. Później będę to sobie wypominać
całymi tygodniami, miesiącami! Jak ja mogłam nie wykorzystać momentu, w którym
on stał tak blisko? Dlaczego zareagowałam z opóźnieniem, przekreśliłam sobie
szansę na wymarzone spotkanie?? Widmo tej porażki będzie mnie męczyć naprawdę
długo, będę się wściekać na siebie, na niego i na tłum zakochanych fanek…
Jednak zaraz po tym, gdy zniknął mi z oczu, wciąż jeszcze wydawało
mi się, że mam szansę. Dlatego z nową energią przystąpiłam do działań, tym
razem za cel obierając sobie środek sali i barierki po prawej stronie.
Co działo się dalej, dowiecie się już w kolejnym wpisie.
Komentarze
Prześlij komentarz