Na dobre na Woronicza


5 listopada 2016 to była sobota. Właśnie tego dnia w budynku Telewizji Polskiej miało odbyć się spotkanie aktorów i fanów serialu Na dobre i na złe.


Tym razem, nie powiedziałam po co ani gdzie jadę ani jednej osobie z mojej szkoły. Wiedziała o tym tylko moja przyjaciółka, której zapowiedziałam, że nie mogę nocować u niej w weekend, bo wyjeżdżam na moment do Warszawy.

W czwartek, dzień przed wyjazdem bardzo mnie korciło, żeby wytłumaczyć nauczycielom, dlaczego nie będzie mnie jutro na lekcjach. Nie zrobiłam tego jednak, bo nie chciałam się narazić na niemiłe uwagi co do moich ocen i zachowania niegodnego uczennicy drugiej klasy liceum.

Miałam też wielką ochotę powiedzieć prawdę koleżance, z którą od ponad roku siedziałam w jednej ławce. Wiedziałam jednak, że muszę się powstrzymać. Było mi strasznie ciężko skłamać, gdy rozmawiałyśmy o zlocie i o tym, że żadna z nas nie może na nim być! 

Z trudem, ale do końca lekcji udało mi się zachować tajemnicę dla siebie. Byłam z siebie dumna, zależało mi by ta dziewczyna nie dowiedziała się, że chcę zrobić jej niespodziankę i przynieść w poniedziałek autograf od jednej z jej ulubionych serialowych aktorek :-D



Oczywiście przez całe czwartkowe popołudnie i piątkowy poranek moja mama szalała z niepokoju o mnie, że sobie sama w tej dwudniowej podróży nie poradzę. Co mogło pójść nie tak? Już przecież przerabiałam ten schemat kilkukrotnie: wsiadam do pociągu, wysiadam pod wieczór na dworcu głównym w Warszawie, jadę metrem, autobusem i bez problemu docieram do cioci!


 Pozwoliłam by zmartwiona mama około dwunastej w południe odprowadziła mnie na pociąg. Wsiadając do niego, z uśmiechem pomyślałam o tym, że podczas gdy ja rozpoczynam kolejną warszawską przygodę, moja klasa właśnie siedzi w szkole i nudzi się na biologii.

Po 19:00 z małą, bardzo lekką walizką i plecakiem wysiadłam na dworcu centralnym. Na długą chwilę przystanęłam na peronie i nie ruszałam się zajęta miłymi myślami.

Jakimi?

Najzagorzalsi fani Ndinz i serialowej pary Wiktorii i Adama (granych oczywiście przez Katarzynę Dąbrowską i Grzegorza Daukszewicza) pamiętają pewnie piękną końcową scenę z 622 odcinka, zagraną właśnie na jednym z peronów warszawskiego dworca. 

Kto pamięta? 💕

 Cóż... nie wiem czy to właśnie na "moim" peronie ją zagrano, ale nie mogłam się powstrzymać i długo przyglądałam się miejscu, gdzie kilka miesięcy wcześniej nastąpiło długo wyczekiwane pojednanie mojej ulubionej serialowej parki :)

Godzinę później weszłam do cioci, gdzie nastąpiło bardzo ciepłe powitanie, pyszna kolacja i kilkugodzinna rozmowa o nowych muzeach, czasowych wystawach, książkach i filmach. Nie obyło się oczywiście bez rozmowy o rodzinie. Ciocia jest absolutnym mistrzem w odkrywaniu dawnej historii naszych przodków i za każdym razem, gdy przyjeżdżam raczy mnie nowymi informacjami.

Wreszcie po północy umówiłyśmy się, że wstajemy o wpół do siódmej. Postanowiłam, że o ósmej muszę wyjść z domu.

 Ja (jak prawie zawsze, gdy jestem w Warszawie) podekscytowana, bez budzika obudziłam się już około czwartej nad ranem.
W efekcie, gdy ciocia wstała ja już byłam po śniadaniu, ubrana (niezbyt ładnie, bo zimno było okropnie i padał deszcz) i gotowa do wyjścia.


zdjęcie ze strony party.pl


Pamiętam, że byłam potwornie zdenerwowana. Nie wiedziałam kompletnie jak, ani czym mam jechać, żeby dostać się do budynku TVP i strasznie bałam się, że się zgubię i nie będę na miejscu odpowiednio wcześnie.

Na szczęście ciocia wytłumaczyła mi wszystko tak dokładnie, że nie było mowy o zgubieniu się albo pomyleniu przystanków. Teraz już nie pamiętam czym dokładnie jechałam. Przypominam sobie tylko, że drugą połowę trasy przebyłam tramwajem, co w Warszawie stanowiło dla mnie nowość i ciekawe doświadczenie.

Wydawało mi się, że gdy wyjdę z tramwaju, nadejdzie najtrudniejszy etap. Będę musiała pytać ludzi i pewnie chodzić w kółko. Nie wiedziałam, ile czasu minie nim trafię do celu.

Tymczasem, zanim jeszcze wysiadłam, przez kabinę motorniczego pokazał się po lewej stronie jezdni ogromny (a przynajmniej tak to zapamiętałam) budynek, którego nie dało się pomylić z żadnym innym. 




Szłam w jego stronę z przystanku około dziesięć minut, razem z grupą kilkunastu dziewczyn, na oko tylko trochę starszych ode mnie. Wchodząc na patio, rozejrzałam się z ciekawością. Nigdy nie zastanawiałam się jak wygląda to miejsce, ale poczułam się lekko rozczarowana. Wszędzie beton, zaparkowane auta.., Jedynym ładnym akcentem były kolorowe, powiewające na wietrze flagi. A na każdej z nich wypisana inna stacja telewizyjna.

Największe wrażenie robił na mnie sam budynek, od którego przepięknie odbijało się poranne słońce.

Wreszcie stanęłam naprzeciw wielkich szklanych drzwi. Już nie pamiętam, czy były one obrotowe, czy też sama musiałam je otworzyć... Tak czy siak, spojrzałam raz jeszcze za siebie, wzięłam głęboki wdech i zdecydowanym krokiem weszłam do zupełnie nieznanego mi miejsca, w którym świat celebrytów, muzyków, aktorów i dziennikarzy od wielu lat miesza się w jedną, spójną telewizyjną całość.



















Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Pierwsza wizyta w Teatrze Współczesnym, spotkanie z Katarzyną Dąbrowską

Szukajcie a znajdziecie

Spotkanie za jeden uśmiech