Remedium na chadrę jesienną
Jakby tego było mało, w tamtym czasie coś się stało z moim dobrym humorem. Nagle stałam się niegrzeczna, w szkole potrafiłam pokłócić się z koleżanką bez żadnego wyraźnego powodu… Doszło nawet do tego, że pyskowałam nauczycielom i wychowawczyni była zmuszona wezwać moją mamą na rozmowę.
Najgorsze w tym wszystkim było to, że zupełnie nie rozumiałam skąd mi się to bierze i byłam na siebie wściekła. Dziś wiem jakie były tego przyczyny (przede wszystkim fakt, że czułam się strasznie samotna i niezrozumiana, brak słońca i oddalenie od przyjaciółki, która uczyła się w innej szkole).
Nic dziwnego, że pod koniec października miałam już absolutnie wszystkiego dość. Mój fatalny nastrój odbił się na relacjach z klasą i na ocenach. Nie mogłam sobie nigdzie znaleźć miejsca.
Cały czas moje myśli krążyły wokół wyjazdu. Gdziekolwiek, byleby móc wyrwać się choć na chwilę z tego zimnego, nieprzyjemnego Wrocławia.
Ratunek, na który tak czekałam, jak na złość nie nadchodził.
![]() |
Warszawa jawiła mi się miejscem idealnym, w którym byłoby
mi teraz najlepiej na świecie.
|
Tylko w domu było nieco lepiej. Sytuację jako tako polepszała telewizja, której oglądaniem starałam się uratować te szczątki humoru, które mi jeszcze zostały. To była jedyna czynność, która nie sprawiała, że miałam ochotę rzucić w coś (lub kogoś) kubkiem wypełnionym wrzątkiem.
TELEWIZJA
Telewizja towarzyszy mi od wielu, wielu lat. Mama nagrywała mi na kasety praktycznie każdy program dla dzieci lecący w tv w latach 1999-2004 (czy ktoś tu pamięta Budzik, Rumcajsa, Mysię albo Jedyneczkę??). Miałam też mnóstwo kaset z bajkami, które oglądałam tak często jak tylko się dało, pod koniec zawsze prosząc „jesce laz, jesce!”
Moja mama też miała swoją kolekcję filmową, najpierw kaset, później płyt.
Wiecie, że miałam skłonność podbierania mamie książek - dokładnie to samo tyczy się i filmów. Gdy podrosłam i nauczyłam się obsługiwać pilota od dvd, często gdy zostawałam sama w domu brałam z „zakazanej” półki polskie produkcje. Nic nie mówiłam o tym mamie, oglądałam je z czystą ciekawością.
W ten sposób jeszcze w zerówce obejrzałam Wesele Wajdy, Trylogię Hoffmana czy Dekalog Kieślowskiego. Oczywiście za każdym razem po obejrzeniu tych dzieł miałam koszmary, ale mimo to brnęłam dalej. Uważałam, że skoro mama mówi, że to klasyka kina, muszę to koniecznie jak najszybciej zobaczyć i przekonać się czemu i czy w ogóle tak jest.
Oczywiście oprócz filmów i bajek uwielbiałam też oglądać polskie seriale. Tu miałam kłopot, ponieważ starałam się nadrabiać starsze produkcje, takie jak Czterej pancerni i pies, Wojna domowa i Janosik. Trzeba było oglądać też to co leci współcześnie, wieczorami w TVP.
Jeśli mowa o współczesnych serialach, do 2006 roku liczyły się dla mnie tylko dwa.
Pierwszy to młodsze ode mnie o rok M jak Miłość. Oglądałam głównie ze względu na Witolda Pyrkosza, którego aktorstwo od zawsze absolutnie UWIELBIAŁAM. Nie ciekawiły mnie zbytnio losy innych bohaterów. Jednak przypatrywałam się im, bo grało całkiem sporo fajnych, młodych aktorów. Głosy ich znałam z radia czy teatrów telewizji i kibicowałam im w przyszłej karierze aktorskiej.
W ramach ciekawostki, mogę powiedzieć, że serial znudził mi się mniej więcej półtora roku przed słynną sceną śmierci kluczowej postaci w kartonach. Oglądanie serialu porzuciłam całkowicie, choć przyznaję, że czasem z ciekawości patrzę w internecie kto z aktorów odszedł, a kto nowy dołączył do obsady.
Z drugim serialem, natomiast sprawa jest o wiele poważniejsza.
NA DOBRE I NA ZŁE
Serial młodszy ode mnie zaledwie dwa miesiące. Mama opowiadała mi, że gdy leciał pierwszy odcinek, akurat była ze mną na badaniach w szpitalu. W holu był włączony mały telewizor. Usiadła na jednym z krzeseł ze mną i z ciekawości zaczęła oglądać…
Od tamtej pory przez piętnaście lat nie opuściła żadnego odcinka. Ja pewnie tak (ostatecznie byłam małym dzieckiem, mogłam spać). Mimo to – ten serial szybko stał się ważną częścią mojego życia. Mama nigdy nie wzbraniała mi go oglądać, dla nas zawsze było oczywiste, że oglądamy go razem. Ja nie byłam z tego wykluczona nawet gdy grane były najbardziej dramatyczne sceny. Myślę, że mama pozwalała mi na to, żebym aż tak się nie bała polskiej służby zdrowia. Swego czasu spędziłam siedem miesięcy w szpitalu, a ten serial zdecydowanie pomagał mi wierzyć, że szpital to nie jest aż tak złe miejsce jak mogłoby się wydawać.
Zresztą, uwielbiałam tę produkcję nie tylko ze względu na wyidealizowanie szpitalnego życia, ale przede wszystkim ze względu na występujących w nim aktorów. Jeszcze zanim stał się zwykłą komercją, przez pierwsze kilka lat jako pacjenci szpitala występowały gościnnie wielkie gwiazdy polskich filmów i teatrów.
Przede wszystkim to oni co piątek przyciągali mnie do telewizora.
Do ,,Na dobre; (albo w skrócie ,,ndinz” od teraz taki skrót będzie występował) będę na blogu wielokrotnie wracać. Znacie mnie już na tyle dobrze by wiedzieć, że jeśli naprawdę lubię jakiś film, serial lub sztukę, to staram się powoli, ale konsekwentnie dążyć do spotkania jak największej części obsady.
W przypadku tej produkcji udało mi się zebrać już całkiem spore grono osób. Nawet nie spodziewacie się, jak nietypowe są miejsca, w których miałam szczęście spotkać aktorów z tego serialu!
27 października 2016
W środę nie poszłam do szkoły. Około siódmej rano, mama jak zwykle włączyła w salonie ,,Pytanie na śniadanie”. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdybym leżąc w łóżku nie usłyszała, że prowadzący będą coś ogłaszać w sprawie serialu Na dobre i na złe. Mój pokój nie miał drzwi, tylko wielki otwór na nie, więc zawsze słyszałam wszystko co dzieje się w salonie.
Wyskoczyłam z łóżka i dobiegłam do telewizora w chwili, gdy puszczano spot. Było tam powiedziane, że 5 listopada, w dniu siedemnastych urodzin Na dobre i na złe podwoje budynku tvp na ulicy Woronicza 17 zostaną otwarte. Będzie można przyjść i spotkać się z aktorami aktualnie grającymi w serialu.
Zaległa cisza.
Popatrzyłam się na mamę.
Mama spojrzała się na mnie.
Skupiłam się na tym, by wyglądać jak pewna swojej decyzji prawie dorosła osoba.
Mama robiła dokładnie to samo.
Trwałyśmy tak w milczeniu długą chwilę.
Aż wreszcie mama głośno westchnęła…
A ja zrozumiałam, że muszę natychmiast dzwonić do cioci po nocleg, zanim się rozmyśli, a ja stracę szansę na przeżycie czegoś tak wspaniałego.
Mama jeszcze próbowała odwieść mnie od tego karkołomnego pomysłu, ale ja już załatwiłam spanie i kupiłam bilet na pociąg.
Jeden, ponieważ po raz pierwszy w życiu, uparłam się, że pojadę do Warszawy SAMA.
Do pełnoletności brakowało mi tylko dwóch miesięcy i czułam, że muszę sprawdzić, jak poradzę sobie z pobytem w stolicy bez mamy. Wiedziałam, że to jest ten moment, i że muszę być odważna i po prostu spróbować. Poza tym, to będzie już moja trzecia wizyta w Warszawie. Znam to miasto, nic złego się przecież nie stanie!
Taką dzielną dziewczynę udawałam przez cały następny tydzień w szkole i przed mamą w domu… W rzeczywistości byłam tą samotną wyprawą trochę przerażona.
Wiecie, co innego pojechać w dobrze znany rewir, na przykład na ul. Mokotowską 13 do Teatru Współczesnego i znaleźć ulubioną kierowniczkę widowni, a co innego znaleźć się w głównym budynku Telewizji Polskiej i spotkać się twarzą w twarz z bohaterami swojego ulubionego serialu.
Komentarze
Prześlij komentarz