Ciemno, prawie noc - spotkanie z wałbrzyską pisarką

Wakacje to dla mnie zawsze był czas odpoczynku od Wrocławskiego zgiełku. W lipcu wyjeżdżałam do Anglii (pomieszkać trochę u ojca), a sierpniowe upały przeczekiwałam w Bieszczadach, w gościnie u mojej rodziny.

Myśl, że przez ponad dwa miesiące nie spotkam nikogo znanego, ani nie zdobędę nowych podpisów nigdy mi jakoś zbytnio nie przeszkadzała. Wręcz przeciwnie! Cieszyłam się, że mogę od tego wszystkiego odpocząć, pooddychać górskim powietrzem i w spokoju przygotować się na powrót do mojego "wielkomiejskiego życia".

Po dogrywce enl coś się jednak zmieniło.

Ogromnie dumna z moich ostatnich zdobyczy chełpiłam się nimi na prawo i lewo. Miałam taką ochotę na więcej! Kończył się rok szkolny, zbliżał się początek lipca... Ze smutkiem myślałam o tym, że czeka mnie tyle czasu z dala od mojej przyjaciółki, znajomych, Wrocławia i możliwości zdobycia kolejnych autografów.

Tym bardziej, że zbliżał się Miesiąc Spotkań Autorskich.


Wydarzenie to pierwszy raz odbyło się w 2010 roku. 
We Wrocławiu, przez cały lipiec, codziennie odbywa się jedno spotkanie autorskie z polską pisarką lub pisarzem. Na początku prowadzony jest godzinny wywiad na żywo, potem publiczność może zadawać pytania, a na końcu oczywiście jest sesja autografów i chwila na rozmowę w cztery oczy.

Co ważne, WSTĘP NA WSZYSTKIE SPOTKANIA JEST BEZPŁATNY.


Znacie mnie już i wiecie, że jestem molem książkowym. Czytam książki właściwie z każdego gatunku, a polscy pisarze współcześni są mi znani niemal tak samo dobrze jak polscy aktorzy.


Niestety nigdy nie mogłam chodzić na te lipcowe spotkania. Powód był prosty -  
gdy się zaczynały, to albo już nie było mnie w mieście, albo właśnie szykowałam się do wyjazdu. 

Wakacje 2016 zaczęły się dla mnie nieco inaczej niż w poprzednich latach.
Samolot do Londynu miałyśmy (to znaczy ja i mama) dopiero 10 lipca, więc przez dwa tygodnie po zakończeniu roku szkolnego mogłam robić co mi się żywnie podobało.

Pod koniec czerwca sprawdziłam dokładnie rozpiskę spotkań z pisarzami i natychmiast pobiegłam do salonu poinformować mamę, że 3 lipca idę do Mediateki (budynek w samym centrum Wrocławia, coś pomiędzy wypożyczalnią filmów i gier video a biblioteką i czytelnią) na spotkanie z pisarką Joanną Bator.

Szukałam w moich fotograficznych archiwach zdjęcia Mediateki, okazało się że nie musiałam długo szukać. Ten żółty budynek w tle to właśnie Mediateka, a fotę zrobiła mi zaledwie miesiąc temu moja przyjaciółka. 


Pierwszy raz usłyszałam o niej w 2012 roku, kiedy wydała powieść pt. ,,Ciemno, prawie noc”.

Jestem osobą, która codziennie słucha w radiu audycji o książkach, kupuje magazyny o literaturze, czyta recenzje... W skrócie, o tym co nowego na literackim rynku wiem bardzo dużo, bo regularnie napływa do mnie wiele informacji z różnych źródeł.

Powieść "Ciemno, prawie noc" przez cały 2012 rok mnie prześladowała. Mówiono o niej wszędzie, co chwilę ktoś mi ją polecał, w internecie bez specjalnego szukania wyskakiwało mi mnóstwo recenzji... Normalnie miałam wrażenie, że Pani Joanna wraz ze swoją książką za moment wyskoczą mi z lodówki!

Jednak ja niespecjalnie miałam ochotę się za to zabrać, z tego powodu, że "Ciemno..." jest thrillerem. Uważałam, że jestem za młoda na tego typu literaturę. Zaplanowałam, że gdy skończę 18 lat, to wtedy przeczytam ją legalnie i bez wyrzutów sumienia.

Oczywiście nie skończyło się to tak jak chciałam. W 2013 roku podczas najważniejszego konkursu książkowego w naszym kraju (Nagroda Literacka Nike) Pani Joanna wygrała główną nagrodę. Nie wytrzymałam, następnego dnia pognałam do księgarni i kupiłam tę książkę. 
Moja ciekawość była zbyt wielka.

Najbardziej prestiżowa nagroda dla pisarzy w Polsce czyli Nagroda Literacka Nike ❤️

Całość - siedemset stron przeczytałam w jeden wieczór. Nie mogłam się ani na moment oderwać.
 Historia wciągała mnie od pierwszej do ostatniej strony. Bohaterowie byli wielobarwni i dający się lubić bądź nienawidzić, a główna intryga oraz jej rozwiązanie była więcej niż satysfakcjonująca.

Przewracając ostatnią stronę zrozumiałam dwie rzeczy:
1) W tym roku nie przeczytam już nic lepszego
2) Muszę kiedyś spotkać autorkę i jej podziękować

Jako ciekawostkę mogę Wam powiedzieć, że dla mnie nadal żaden thriller tej książki nie przebił. Choć przecież od jej premiery minęło już siedem lat!

Wróćmy do upalnego wieczoru 3 lipca 2016.
Chciałam zaciągnąć na spotkanie mamę, ale okazało się, że nie może ze mną pójść. Była zajęta. Ostatecznie pojechałam sama. 

Dotarłam na miejsce sporo przed czasem, ale większość rozłożonych krzeseł była już zajęta, dlatego usiadłam na schodach prowadzących na pierwsze piętro. 

Dokładnie tu sobie wtedy przycupnęłam. 

Pretekstem do spotkania z Panią Joanną była zbliżająca się premiera jej najnowszej książki pt. ,,Rok Królika”, a także jej ostatnia podróż do Japonii (spędziła tam pół roku szukając inspiracji do kolejnej powieści, która swoją premierę będzie miała półtora roku później).

Spotkanie prowadziła młoda dziewczyna. Na oko kilka lat starsza ode mnie, co mnie bardzo ucieszyło. Pani Joanna jest bardzo otwarta na dialog (wiem, bo gdy już byłam starsza i bardziej śmiała miałam okazję dyskutować z nią kilkakrotnie) więc rozmowa w relacji – młoda dziewczyna - poczytna pisarka była naprawdę interesująca.

Poruszone zostało wiele interesujących kwestii, ale ja czekałam na porozmawianie o moim ulubionym thrillerze sprzed lat.
Oczywiście, rozmowa w końcu zeszła na "Ciemno...". Pani Joanna dopowiedziała tyle nieznanych mi szczegółów, że po raz kolejny postanowiłam przeczytać tę książkę (chyba już piąty albo nawet szósty raz, ale ta historia naprawdę nigdy mi się nie znudzi).

Wreszcie nadszedł czas pytań od publiczności. Ja siedziałam zgarbiona i skulona w sobie, bo oczywiście miałam mnóstwo pytań, ale paraliżowała mnie nieśmiałość. Nigdy przecież nie odezwę się sama, kiedy wokół jest kilkadziesiąt osób! 

Po około 15 minutach, wreszcie zdecydowałam się podnieść rękę.
Postanowiłam zadać pytanie, które nurtowało mnie od lat.

- Czy chciałaby Pani aby zekranizowano "Ciemno, prawie noc"? Czy tę książkę w ogóle da się przenieść na ekran? Moim zdaniem jest to karkołomne zadanie, nie mam pojęcia kto by się tego podjął…

Mniej więcej tak to wyglądało, tylko tłum był większy. 


Trafiłam w dziesiątkę. Pani Joanna odpowiedziała, że rzeczywiście zekranizowanie którejkolwiek z jej książek jest prawie niemożliwe.  W przypadku tej o którą pytam, potrzeba by wyciąć co najmniej połowę wątków i przez to jej treść mocno straciłaby na wartości.
Już prędzej widzi opowiedzenie tej historii w teatrze. 

Po latach widzę, jak prorocza była to rozmowa. Jeżeli chodzicie do kina na polskie filmy to wiecie, że parę miesięcy temu do kin trafił film Borysa Lankosza o tym samym tytule co pierwowzór książkowy Bator… Film posiada dokładnie tę wadę jaką wymieniła autorka. 
Co więcej…

 Stop. 
Już nic nie powiem, bo jeszcze się rozpędzę, a ten film to jest temat na zupełnie inny wpis ;-)

Na koniec ustawiła się długa kolejka po autografy.
Ja stanęłam gdzieś w połowie i zanim udało mi się trafić do stolika przy którym siedziała Pani Joanna minęło ponad dwadzieścia minut.

Pani Joanna w Mediatece

Miałam ze sobą notatnik i książkę.
Podeszłam i usiadłam na wolnym krześle, po czym powiedziałam:

- Chciałam podziękować ,,Za Ciemno, prawie noc”. Widzi Pani, ja pierwszy raz ją przeczytałam rok po premierze i do dziś uważam, że jest to najlepszy polski thriller tamtego roku, ale też jedna z najlepszych książek jakie przeczytałam w ogóle....

- Ile ty miałaś wtedy lat? Musiałaś być jeszcze w podstawówce?

- Pierwsza gimnazjum

- Niech zgadnę, czytane po kryjomu, bez wiedzy rodziców? Pewnie nie mówiłaś nikomu dokładnie o czym jest ta książka 😉

- SKĄD PANI WIE?

- Sama taka byłam. Poza tym widzę, że mam do czynienia z molem książkowym :)
<Powiedziała to, bo w torbie, z której wyciągnęłam notatnik prawie wysypały się książki, które tego dnia wcześniej tego dnia wypożyczyłam z biblioteki>

- Prawda. Pani najnowsze książki też przeczytam na pewno i może jak Pani tu kiedyś jeszcze przyjedzie to opowiem jak mi się podobały

- Chętnie z Tobą porozmawiam jeszcze kiedyś.
Co mamy do podpisu?

Miałam książkę, która nieco już sfatygowana częstym czytaniem nosiła na sobie ślady jedzenia, miała pozaginane rogi... Pani Joanna nic nie powiedziała, ale uśmiechnęła się. 
Mole książkowe rozumieją się bez słów.

Podpis w książce mam dokładnie taki sam.
Niestety nie pokaże go Wam, bo książka chwilowo się gdzieś zapodziała :) 

Pożegnałam się i roześmiana pobiegłam na przystanek skąd zaraz odjeżdżał mój ostatni w rozkładzie autobus (spotkanie się przedłużyło i było już dobrze po 22:00).

Cieszyłam się nie tylko wysłuchaniem bardzo ciekawego wywiadu, ale i moją późniejszą rozmową. 

Byłam bardzo dumna z siebie, z tego, że odważyłam się zadać pytanie. 
Poza tym, miałam jakieś przeczucie, że jeszcze kiedyś się spotkamy.

Jak czas pokaże, tych spotkań będzie jeszcze kilka i to w najróżniejszych, nie zawsze spodziewanych okolicznościach :)


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Pierwsza wizyta w Teatrze Współczesnym, spotkanie z Katarzyną Dąbrowską

Szukajcie a znajdziecie

Spotkanie za jeden uśmiech