Wirtuozerski Hamlet w Teatrze Współczesnym
Troszkę Wam już opowiadałam o historii, atmosferze i wyglądzie
Teatru Współczesnego przy okazji mojej pierwszej wizyty. Jak pisałam, jest to
budynek zbudowany w czasach głębokiego PRLu, od lat nie odnawiany i kompletnie
nieprzystosowany do obecnych czasów.
Przy pierwszej wizycie w ogóle nie
zwróciłam uwagi na wady budynku. Wtedy nie liczyło się nic poza tym ,że właśnie
spełniałam jedno ze swoich największych marzeń. Byłam zbyt przejęta by zwracać
uwagę na coś takiego jak obdrapane ściany czy obskurna toaleta.
![]() |
Dzisiaj większość zdjęć wzięłam ze strony teatru. Jakoś podczas tamtej wizyty zupełnie nie myślałam o robieniu zdjęć :-) |
Na balkonie gdzie miałyśmy nasze miejsca,
było POTWORNIE duszno. Niestety ktoś zapomniał, że mamy już dwudziesty pierwszy
wiek i przydałoby się dodać klimatyzację.
Jeden z widzów który także siedział na
balkonie, jeszcze zanim zaczęła się sztuka wstał i otworzył małe okienko z
widokiem na główną ulicę. Dochodził stamtąd szum jadących samochodów przy pl.
Zbawiciela, ale przynajmniej można było w miarę normalnie oddychać.
Od początku czułam się trochę nieswojo.
Siedząc na górze nie mogłam na całą salę zakrzyknąć "mamo wyłącz
telefon", nagle zaczęłam się potwornie denerwować, że komuś z pierwszych
rzędów na parterze zadzwoni komórka w trakcie przedstawienia. Jak się później
okazało moje obawy nie były bezpodstawne...
Jednak do tego jeszcze dojdziemy.
![]() |
Zaraz się zacznie! |
Czas opowiedzieć co nieco o sztuce.
Gdybym napisała jak wygląda pierwsza scena
Hamleta w Teatrze Współczesnym, zepsułabym niespodziankę osobom, które jeszcze
nie widziały spektaklu. Powiem Wam tylko, że zostałam bardzo mile zaskoczona i
omal nie pisnęłam z radości.
Jakby się nad tym głębiej zastanowić,
zabieg który został użyty w tej scenie nie ma może większego sensu ani nie jest
niczym uzasadniony. Jednak daje ogromną satysfakcję osobom, które z
niecierpliwością czekają by zobaczyć na scenie swoją ulubioną aktorkę czy
aktora.
Nie mogę sobie przypomnieć czy to było podczas drugiej czy trzeciej sceny spektaklu. Pamiętam tyle, że poczułam się w jednej chwili tak jakby ktoś uderzył mnie pięścią w twarz, a równocześnie jakby dopasował się jakiś puzzel do układanki. Chodzi o... GŁOS.
Tam gdzie siedziałam głosy większości aktorów były ledwo słyszalne, i wcale nie chodzi o otwarte okno czy głosy z ulicy. Po prostu większa część aktorów mówiła zdecydowanie za cicho.
W trakcie sztuki zorientowałam się, że
gdybym nie znała tekstu Hamleta niemal na pamięć, nie miałabym pojęcia o czym
akurat aktorzy rozmawiają na scenie.
To mnie niesamowicie uderzyło.
Wśród CAŁEJ obsady spektaklu, mogę Wam
wymienić osoby, które było słychać.
Byli to Borys Szyc, Michał Mikołajczak, Sławomir
Orzechowski, Wojciech Zieliński Krzysztof Kowalewski i Kasia Dąbrowska.
To też nie zawsze. Zdarzało się, że i
wśród tych aktorów jakaś część tekstu nie docierała do moich uszu.
Najbardziej muszę tu pochwalić Borysa
Szyca - nawet gdy mówił scenicznym szeptem, słychać go było doskonale w całej
sali. Pozytywnie zaskoczył mnie też pod tym względem Michał Mikołajczak -
słyszałam absolutnie wszystko co mówił.
![]() |
Oto i Hamlet we własnej osobie! |
Co do reszty aktorów, których nie wymieniłam wyżej...Jeśli akurat nie mieli
kwestii którą musieli wykrzyczeć, byli naprawdę ledwo słyszalni.
Tego wieczoru przekonałam się jak ważnym (żeby nie powiedzieć kluczowym) elementem w zawodzie aktora jest głos.
Bardzo długo nie mogłam się zdecydować czy
napisać o pewnym incydencie, który się wydarzył czy też go przemilczeć. Skoro
jednak poniekąd wspomniałam o nim na samym początku tego wpisu, opowiem Wam
całą sytuację ze szczegółami.
Telefon
W trakcie sztuki nastąpiła katastrofa,
którą niestety przewidziałam jeszcze zanim rozpoczął się spektakl. Pewnej
kobiecie siedzącej w drugim rzędzie na parterze na całą głośność zadzwoniła
komórka.
Nie w byle jakim momencie!
Być albo nie być- oto jest pytanie.
Kto postępuje godniej: ten, kto biernie
stoi pod gradem zajadłych strzał losu,
Czy ten, kto stawia opór morzu
nieszczęść..
*Dzzzzzzzz!
I w walce kładzie im kres?
Umrzeć- usnąć- i nic poza tym-
Dzzzzzz!
...
Dzzzzzzzz!
To nie jest żart. Telefon zadzwonił w
trakcie najważniejszego monologu i dzwonił przez ponad minutę. Spełnił się mój
najgorszy teatralny koszmar. Moim pierwszym odruchem było bezbrzeżne zdumienie.
Potem przez moment chciało mi się śmiać... a na końcu został niesmak i
zdenerwowanie na właścicielkę niewyciszonego telefonu.
Później było już w miarę spokojnie i do
antraktu nic nie zakłóciło przebiegu spektaklu.
Gdy tylko ogłoszono przerwę, pobiegłam na
parter, gdzie w końcu w tłumie znalazłam Panią Kierownik. Wzięłam od niej
notatnik i przepychając się przez tłum ludzi pognałam na zewnątrz przed teatr.
Wpadłam w euforię, tak jak zawsze gdy mam
zobaczyć nowe autografy od osób, które bardzo cenię.
Otworzyłam notatnik a tam...
ZASKOCZENIE
Okazało się, że dostałam TYLKO JEDEN
autograf. Nie było tak jak po "Najdroższym" (wtedy podpisali mi się wszyscy).
Z jednej strony byłam przeszczęśliwa, bo podpisał mi się Borys Szyc na czym
oczywiście zależało mi najbardziej, ale z drugiej.... Poczułam się odrobinę
rozczarowana, bo marzyły mi się autografy od większości obsady.
Szybko jednak pogodziłam się z tym faktem
i wróciłam na salę na dalszą część sztuki.
Druga część spektaklu okazała się być
lepsza od pierwszej, przynajmniej w moim odczuciu.
Z kilku powodów:
- Scena z grabarzami na cmentarzu (kto
czytał Hamleta ten wie) jest jedną z nielicznych typowo komediowych scen w tym
dramacie i uważam, że krótki występ Krzysztofa Kowalewskiego w tej scenie to
majstersztyk. Dosłownie zrobił coś z niczego bo mimo, że jego rola ograniczała
się wyłącznie do "siedzenia w grobie" i wymianie paru zdań z Szycem,
pamiętam, że bardzo głośno się śmiałam.
- Rozmowa Gertrudy (Kasi Dąbrowskiej) z
Hamletem to ten z dwóch czy trzech momentów w sztuce gdy aktorka grająca matkę
ma szansę się wykazać aktorsko. Miałam w tej scenie ciary, absolutny szacunek
dla Pani Kasi. WOW!
![]() |
Właśnie o tej scenie mówię. Coś wspaniałego! |
- Sławomir Orzechowski ogromnie mnie
zaskoczył. Nigdy wcześniej nie widziałam Pana Sławka grającego postać "na
poważnie". Zwykle dostaje małe rólki w serialach. W teatrze też bardzo
rzadko gra inne role niż te w których jest niezbyt rozgarniętym urzędnikiem
(patrz Najdroższy) czy nieudacznikiem życiowym. Tymczasem…
To był NAJLEPIEJ zagrany Poloniusz jakiego
kiedykolwiek widziałam! Fantastycznie manewrował między rolą zatroskanego ojca
a lubującym się w spiskowaniu doradcą króla. Od pierwszej do ostatniej jego
sceny czułam, że jest to naprawdę znakomicie zagrana postać.
Scena, która bardzo mocno tkwi mi w
pamięci, to oczywiście moment walki Laertesa (Wojciech Zieliński) z Hamletem.
Sama walka nie zrobiła na mnie jakiegoś ogromnego wrażenia. Tak jak wspominałam
wcześniej przed pójściem do teatru obejrzałam wiele materiałów wideo, wśród
których znalazły się nagrania z prób i ćwiczeń szermierki do tej sceny.
Co nie zmienia faktu, że oglądanie jak się
biją na żywo, było całkiem ciekawym doświadczeniem.
![]() |
Oj nieźle się chłopaki naparzali! :-D |
Podsumowując cały spektakl, jest naprawdę
bardzo dobry. Jeśli ktoś z Was mieszka w Warszawie, albo chciałby pojechać do
któregoś z warszawskich teatrów, to naprawdę polecam zobaczyć tę sztukę. Tylko
pamiętajcie, lepiej usiądźcie na parterze. Wyjdziecie na tym o wiele lepiej.
Jeżeli jesteście fanami Borysa Szyca, to
naprawdę, musicie go zobaczyć w tej roli!
Udźwignął tą arcytrudną rolę. Jest
znakomitym Hamletem. Oglądając go przez te
ponad dwie godziny na scenie, obserwowałam że zdumieniem jak jego postać
się zmienia, ewoluuje. W jednej chwili jest zagubionym chłopcem, za chwilę
mężczyzną pałającym żądzą zemsty, a jeszcze kiedy indziej młodzieńcem udającym
obłąkańca... Naprawdę, niesamowicie wykreowana postać.
Tu taka mała rada ode mnie - nie
zwlekajcie i przyjedźcie najszybciej jak się da. Borys Szyc jest już po
czterdziestce. Niestety, ale nieubłaganie zbliża się do wieku w którym będzie
bardziej wskazane by grał Poloniusza lub Klaudiusza… Nie mówię, że ta sztuka za
chwilę zejdzie z afisza, ponieważ warszawiacy ją uwielbiają a teatr zawsze jest
wypchany po brzegi, ale ja na waszym miejscu bym nie czekała.
Zostałam jeszcze po sztuce pół godziny, niestety
żaden z aktorów nie wyszedł głównym wyjściem i wróciłam do domu cioci z jednym
tylko podpisem.
W niedzielę pojechałyśmy ostatni raz na
stadion odwiedzić Targi Książki, a w poniedziałek późnym popołudniem wróciłyśmy
pociągiem do Wrocławia.
Uważam, że to był wspaniały wyjazd. Udało
się wszystko co zaplanowałam (no, może poza autografem od Grzegorza
Daukszewicza) i po raz kolejny odwiedziłam Warszawę, która coraz bardziej
zaczynała mi się podobać.
![]() |
Po lewej Grzegorz Daukszewicz. Trochę było mi przykro gdy wyjeżdżałam, bardzo chciałam dostać jego autograf. |
*Oczywiście telefon miał inny sygnał, ale
ja nie pamiętam dokładnie co to było. Ostatecznie nie ważne co, ważne że
rozległo się na całą salę i zagłuszyło monolog wygłaszany przez Borysa Szyca. Trochę
siara, nie?
*wszystkie zdjęcia pochodzą ze strony internetowej teatru współczesnego
Komentarze
Prześlij komentarz