Słuchowisko na żywo w Starym Klasztorze

Niestety w momencie, w którym wysiadłam z pociągu na Dworcu Głównym PKP we Wrocławiu musiałam wrócić do szarej rzeczywistości, zapomnieć o jakichkolwiek wyjazdach i nie myśleć o kolejnych podpisach. Popytałam ludzi z klasy o to co się działo pod moją nieobecność i okazało się, że ominęło mnie mnóstwo ważnych sprawdzianów i kartkówek, nauczyciele są na mnie źli, rodzina jest zła i w ogóle Wrocław nie jest dla mnie w tej chwili przyjaznym miejscem.
Z pewnością każdy wtedy ode mnie oczekiwał, że teraz ostro wezmę się do roboty… Tyle, że zupełnie to nie w moim stylu :-D
Cofnijmy się do początku maja, kilka tygodni przed wyjazdem do Warszawy.
Przez przypadek, dzięki moim znajomym odkryłam cudowne, klimatyczne miejsce niedaleko centrum Wrocławia – Stary Klasztor. Odbywają się tam koncerty, imprezy, czasem to miejsce jest częścią jakiegoś wydarzenia kulturalnego…



To, że odkryłam je dopiero w maju 2016 roku wynikało z tego, że wcześniej mama nie pozwalała mi tam chodzić. Stary Klasztor to nie jest jakieś bardzo eleganckie, spokojne miejsce.  Główna sala nosi nazwę Gotycka. Ściany są gołe, niepomalowane, pod sceną są stoliki a obok parkiet, na którym można sobie potańczyć. Po prostu to miejsce o wiele bardziej przypomina klub muzyczny niż zwykłą salę koncertową. I jest jeszcze piwo. W tyle sali jest bar i podczas koncertu możecie sobie po prostu zamówić różnego rodzaju napoje wyskokowe. Ja nie piję alkoholu, nie palę papierosów i w ogóle nie nadaję się na chodzenie do klubów (poza tym nawet gdybym chciała to bym wtedy nie mogła, miałam dopiero siedemnaście lat) ale tak się złożyło, że moi znajomi raz byli tam na koncercie i ta miejscówka zaczęła mnie po prostu ciekawić.




Jakoś na początku maja, gdy już trochę znałam to miejsce (przez „znałam” mam na myśli obserwowanie ich strony na Facebooku) okazało się, że w ramach MFK – Międzynarodowego Festiwalu Kryminałów, który co roku odbywa się we Wrocławiu, jedno z wydarzeń mu towarzyszących będzie się odbywało właśnie w Starym Klasztorze.
Co konkretnie?
Czytanie jednego z najbardziej popularnych kryminałów Agathy Christie – „I nie było już nikogo” przez troje znanych polskich aktorów:
Roberta Więckiewicza
Olgę Bołądź Wojciecha Pszoniaka

Na wydarzenie był wstęp wolny, trzeba było tylko pojechać do Starego Klasztoru odebrać wejściówki. Moje koleżanki z klasy, które właśnie to czytają być może przypomną sobie jak to musiałam się wtedy zwolnić z trzech ostatnich lekcji, żeby po nie pójść
Wzięłam pięć wejściówek. Dla mnie, dla mojej mamy, dla nauczycielki języka niemieckiego (miałam u niej straszne zaległości, trzeba było ją czymś udobruchać 😉) a także dla mojej przyjaciółki i koleżanki z klasy, które znacie już z wpisów o ENL.


Jeszcze przed wyjazdem do Warszawy dałam je im wszystkim, a swoją pozostawiłam na biurku, gdzie przeleżała trzy tygodnie czekając na wydarzenie.

Z Warszawy wróciłam 23 maja, a czytanie miało się odbyć dokładnie tydzień później. Kilka dni przed nim nieco mi się popsuł humor, bo okazało się, że nauczycielka, moja mama i przyjaciółka nie mogą w tym wydarzeniu uczestniczyć, wszystkim wypadło coś bardzo ważnego.
Na szczęście koleżanka z klasy mnie nie wystawiła i umówiłyśmy się na spotkanie pod Starym Klasztorem na godzinę przed rozpoczęciem czytania, czyli około 18:00.
Ja przyszłam nieco wcześniej, nikogo jeszcze nie było. Myśląc pewnie, że dziedziniec jest całkiem pusty Olga Bołądź wyszła się przewietrzyć, bo było piękne słoneczne popołudnie. Oczywiście zobaczyła mnie ale ja mam zasadę, że nie przeszkadzam aktorom przed wydarzeniem więc nie podeszłam do niej, tylko leciutko skinęłam głową na powitanie. Dużo wysiłku mnie kosztowało, żeby do niej nie podbiec, bo w końcu Olga Bołądź była jedną z głównych aktorek mojego ulubionego serialu (Czas Honoru) i spotkanie jej to było moje marzenie.



Pani Olga doceniła to, że cenię jej prywatność, bo zanim weszła z powrotem do budynku odwróciła się w moją stronę i się uśmiechnęła, po czym pomachała mi ręką.
Widzicie? Nie zawsze trzeba od razu lecieć po autograf, zachowanie spokoju też jest dobrym sposobem na zwrócenie na siebie uwagi swoich idoli.

Nadszedł wieczór, przed wejściem zaczęło się pojawiać coraz więcej ludzi, w końcu przyszła też moja koleżanka wraz ze swoją babcią. Kiedy wreszcie otworzono drzwi tłum rzucił się do środka, żeby zająć jak najlepsze miejsca.  

W tym ogromnym tłumie obok nas, przechodził też Robert Więckiewicz. Nie widziałam go, ale usłyszałam jego charakterystyczny głos, gdy żartobliwie powiedział do mnie i jeszcze kilku innych idących schodami na górę dziewczyn:
- przepraszamy Panie bardzo, ale winda się zepsuła.

To w jakiś sposób rozładowało napiętą atmosferę. Kiedy już weszłam do Sali Pan Robert zniknął w tłumie  i aż do rozpoczęcia czytania żaden z aktorów już się nie pokazał.

Naszej trójce udało się znaleźć miejsca po lewej stronie sali, obok małych niepozornych drzwi, które później okażą się być drzwiami strzegącymi najważniejszego (dla mnie) pomieszczenia w budynku – pokoju dla aktorów.

O 19:00 w sala była już wypełniona po brzegi. Barbara Marcinik, koordynatorka całego wydarzenia (znana dobrze wszystkim osobom, które słuchają słuchowisk w radiowej trójce, to ona je w większości realizuje) zapowiedziała co będzie czytane i dlaczego, po czym przedstawiła aktorów i wytłumaczyła jak całe czytanie ma wyglądać.
Otóż:
Olga Bołądź przeczyta wszystkie kwestie wypowiadane przez postaci żeńskie,
Wojciech Pszoniak męskie,
A Robert Więckiewicz wystąpi jako narrator.




Jeśli chodzi o to jak wyglądała scena, właściwie nie było na niej nic ciekawego. Trzy fotele, stoliki, lampki, żadnej dodatkowej scenografii.
Po zapowiedzi Pani Barbary wśród braw i okrzyków na scenie pojawili się tak wyczekiwani przeze mnie aktorzy. Z całej trójki tylko Panią Olgę widziałam wcześniej, dokładnie miesiąc i tydzień wcześniej podczas IV ENL, gdy w Teatrze Pieśń Kozła czytała jedną ze scen z Romea i Julii (ale nie zdobyłam wtedy od niej autografu). Dlatego też cała moja uwaga, gdy aktorzy wchodzili na scenę skupiła się na mężczyznach.



Chyba nikt nie będzie się ze mną kłócił, jeśli powiem, że Robert Więckiewicz jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych, jednym z lepszych aktorów swojego pokolenia. Widziałam dziesiątki produkcji z jego udziałem i dla mnie zawsze było oczywiste, że muszę mieć jego autograf.



To co najbardziej zapamiętałam z chwili, gdy pierwszy raz ze sceny spojrzał na widownię, to jego uśmiech.    W ogóle oczy mu się śmiały, widać było od razu, że tu mu się podoba, że uważa to wydarzenie za coś naprawdę super. Gdzieś tam podświadomie poczułam, że uda mi się z nim porozmawiać, bo to naprawdę fajny gość i mi nie ucieknie. Krótko mówiąc, udzielił mi się jego dobry nastrój i trzymał mnie tak już do samego końca.

Był też oczywiście Wojciech Pszoniak. Tak naprawdę to właśnie dla niego tam poszłam. Wiedziałam, że tego wieczoru mam być może jedną jedyną szansę w życiu, by zobaczyć go na żywo. Pan Wojciech od wielu lat mieszka we Francji, gra na największych paryskich scenach teatralnych. Spotkać go w Polsce, na dodatek nie w Warszawie to naprawdę rzadkość i byłam bardzo szczęśliwa, że mam taką możliwość.


Ogromnie cenię tego aktora, przede wszystkim za jego wybitną, wspaniałą rolę Moryca w „Ziemi obiecanej” czy Dziennikarza w „Weselu” w reżyserii Andrzeja Wajdy. Tego wieczoru chciałam dostać autografy od całej trójki, ale to podpis Pana Wojciecha marzył mi się najbardziej.

O czytaniu a także po tym co wydarzyło się później w małym ciasnym pokoiku dla aktorów, opowiem już w kolejnym wpisie 😊




















































































































































Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Pierwsza wizyta w Teatrze Współczesnym, spotkanie z Katarzyną Dąbrowską

Szukajcie a znajdziecie

Spotkanie za jeden uśmiech