Pójdę boso - o koncercie zespołu Zakopower
Moja rodzina mieszka w małym miasteczku w górach. Przyjeżdżam tam w każde
wakacje. Piszę Wam o tym dlatego, że właśnie podczas tego wypoczynku w moim
rodzinnym miasteczku zdobyłam swój kolejny autograf.
Kojarzycie może piosenkarza Sebastiana Karpiela-Bułeckę? W 2011 roku wydał płytę.
Została ona świetnie przyjęta przez publiczność, głównie za sprawą piosenki pt.
Boso (pamiętacie? we wszystkich stacjach radiowych przez pewien czas słychać
było tylko: "i dopiero gdy/zawoła Bóg, to pożegnam wszystkie te rzeczy i znów/pójdę
boso/ pójdę boso/pójdę boso/pójdę booooso!")
Uwielbiałam tą piosenkę. Gdy tylko dowiedziałam się, że w rodzinnym
miasteczku ma odbyć się festyn na którym swój koncert zagra „Zakopower” od razu
wiedziałam, że tam się wybiorę. Powiedziałam sobie, że zabiorę na niego całą
rodzinę. Wiedziałam, że nawet mimo sprzeciwów muszą tam być ze mną.
To był dokładnie 23 sierpnia 2011 roku. Na festyn przybyły
tłumy. Już na dwie godziny przed zapowiedzianym koncertem, pod sceną ustawili
się pierwsi fani. W tym i ja, przy samej barierce, tak, że miejsce wystąpienia zespołu
miałam na wyciągnięcie ręki.
Prawdę mówiąc niewiele z tego pamiętam. Był tłum i straszny ścisk wokół. W
powietrzu unosił się zapach kiełbasek. Ciągle dochodzili nowi ludzie. Całe
szczęście, że już wtedy umiałam się umiejętnie rozpychać i walczyć o swoje. Pomimo
usilnych prób nikt nie zabrał mi mojego miejsca pod sceną 😉
Jak było na samym koncercie? Zakopower śpiewał utwory z najnowszej płyty,
ludzie jedli, śmiali się, rozmawiali... Aż nareszcie, nadeszła pora na
"boso". Tego nie zapomnę! Nie wiem, ile dokładnie było tam osób, ale
podejrzewam, że z kilkaset. I ci wszyscy ludzie ŚPIEWALI. Czułam się wtedy
niesłychanie szczęśliwa, tak jak wtedy na koncercie Turnaua (o którym
opowiadałam Wam całkiem niedawno). Śpiewaliśmy wszyscy razem. Uwielbiam takie
momenty na koncertach!
To był naprawdę fantastyczny, warty zapamiętania moment.
Potem, dotkliwie i gwałtownie
doświadczyłam tego, co doskonale zna każdy łowca autografów, a mianowicie
- wyścig po autograf
Trudno to opisać, ale spróbujcie to sobie chociaż wyobrazić. Piosenkarz
schodzi ze sceny... I nagle czujesz jak ktoś nadepnął ci na stopę a ktoś inny
wbił łokieć w twój brzuch. Wtedy orientujesz się, że kilkaset osób chce się
dostać do wokalisty i zaczynasz iść (właściwie trudno to nazwać chodzeniem, to
istny tor przeszkód). Kiedy już jesteś praktycznie u celu dodatkowo obrywasz
jeszcze czyjąś torebką.
Tak to mniej więcej wyglądało. Notatnika nie miałam ze sobą, ale pożyczyłam
wcześniej zeszyt od kuzynki. Trzymałam go wraz długopisem przy sobie. Ten
zeszyt plus długopis przezornie wyciągnęłam jeszcze podczas koncertu, Jak
się okazało słusznie, bo przy tym tłoku jaki tam panował, nie miałabym szans wyjąć
czegokolwiek z plecaka. A co było dalej? Jakoś udało mi się dotrzeć do Pana
Sebastiana (pamiętam, że przede mną były jakieś dwie nastolatki, które
zamęczały go robieniem milionów zdjęć). Kiedy
już udało mi się do niego podejść, powiedziałam "dziękuję, uwielbiam piosenki z najnowszej płyty i
cieszę się, że mogłam je usłyszeć na żywo". Pan Sebastian zapytał jak mam na
imię, i wpisał mi się do zeszytu. Byłam grzeczną dziewczynką, nie chciałam go
już dłużej męczyć i nie poprosiłam o wspólne zdjęcie. Wycofałam się i pobiegłam
wraz kuzynką puszczać bańki mydlane oraz dalej bawić się na festynie.
![]() | |
|
![]() | |
|
Nigdy później nie byłam na koncercie zespołu Zakopower co wcale nie oznacza, że więcej nie spotkałam Pana Sebastiana... 😉
Komentarze
Prześlij komentarz