Grudzień 2010 - nowy początek
Jeżeli przeczytaliście bonus w poprzednim wpisie, wiecie już w jakich okolicznościach zdobyłam mój pierwszy notatnik na autografy. Dziś Wam opowiem o tym, od kogo, gdzie i jak udało mi się zdobyć pierwszy podpis w nim.
Ostatnio napisałam, że moim ulubionym żyjącym piosenkarzem był Grzegorz Turnau.
Po przejściach i traumie jaką wywołała w moim życiu śmierć Marka Grechuty, postanowiłam nie czekać do ukończenia pełnoletności i zaczęłam błagać mamę o kupienie biletu na koncert Turnaua
Ej, ale zaraz! Przecież w poprzednim wpisie pisałaś, że postanowiłaś nie zbierać już autografów!
Prawda, ale tu trzeba zwrócić uwagę na czas w jakim się to wszystko działo. Przestałam zbierać autografy w 2006 roku, tymczasem o koncert Pana Grzegorza zaczęłam prosić ponad 3 lata później, na początku 2010 roku. Przez ten czas naprawdę, prawie w ogóle nie myślałam o kolejnych podpisach.
Od Turnaua postanowiłam wziąć autograf, ponieważ nie chciałam przeżywać tego samego co z Grechutą. Bałam się (co prawda był to lęk zupełnie irracjonalny, no ale jednak) że zanim skończę 18 lat (miałam wówczas 11 i te 7 lat dzielące mnie od dorosłości wydawały mi się wiecznością) i pójdę na jego koncert to Pan Grzegorz umrze a ja będę cierpieć tak jak kilka lat wcześniej. Dlatego postanowiłam pójść na jego koncert, żeby się już nie zamartwiać.
Los mi sprzyjał. Akurat Pan Grzegorz pod koniec 2010 roku ruszył w trasę promującą jego najnowszą płytę "Fabryka Klamek" i miał zawitać również do mojego Wrocławia. Udało mi się kupić bilet w 3 rzędzie i niecierpliwie czekałam...
Zanim przejdę do koncertu jeszcze jedna kwestia. Wiedziałam, że po części artystycznej będę się starać o podpis na okładce najnowszej płyty, ale... Ale na kilka dni przed koncertem robiłam porządki w domu. I właśnie wtedy natknęłam się na NOTATNIK. Ten, który dostałam na 9 urodziny. Pomyślałam "dlaczego nie?" I zabrałam go ze sobą na koncert.
To był 11 grudnia 2010. Była mroźna zima, koncert odbywał się we wrocławskim Imparcie. Byłam strasznie zdenerwowana i podekscytowana. Pamiętam ten wieczór bardzo dokładnie. Sam koncert opiszę Wam w skrócie - Przez pierwszą połowę było raczej sztucznie, dość drętwo i śpiewane były tylko piosenki z nowej płyty (tu najmilej wspominam duet z Basią Gąsienicą - Giewont) ale część druga... Część druga to były stare hity Turnaua, znane i lubiane, które uwielbiałam. Atmosfera się rozluźniła, było zabawnie, sympatycznie, do tego stopnia, że na koniec już cała widownia ramię w ramię śpiewała "naprawdę nie dzieje się nic" i inne jego hity. Było po prostu fantastycznie!
Po koncercie, ja i jakieś 100 osób czekaliśmy w holu, z nadzieją, że Turnau do nas wyjdzie. Zostaliśmy poinformowani, że musimy poczekać bo Pan Grzegorz musi się najpierw odświeżyć i przebrać. W rezultacie czekaliśmy prawie godzinę. Gdy nareszcie przyszedł, ustawiłam się gdzieś w połowie długiej kolejki i czekałam na swój moment.
To nie była jakaś spektakularna rozmowa, ponieważ byłam strasznie zawstydzona.
Nie miałam wtedy jeszcze pojęcia jak przeprowadzić porządną rozmowę z kimś znanym, nauczenie się tego, metodą prób i błędów zajęło mi dobre kilka lat.
Podeszłam, położyłam na stoliku płytę i notatnik a gdy zapytał dla kogo podpisać a ja odpowiedziałam "dla Adeli" , po raz pierwszy stało się coś, czego będę doświadczać potem jeszcze wiele wiele razy podczas zbierania autografów- Pan Grzegorz spojrzał na mnie i powiedział "Adela? Jakie piękne imię!" Poczułam się wtedy mega szczęśliwa (i pomyślałam, że może moje imię nie jest aż takie złe jak mi się wydaje...?) Podziękowałam grzecznie za koncert i odeszłam z podpisaną płytą i notatnikiem w rękach. Z Impartu wyszłam jako, bo obserwowałam Turnaua gdy podpisywał płyty innym i, jak się okazało dobrze zrobiłam. Pan Grzegorz po jakimś czasie wyszedł na zewnątrz, zobaczył mnie jak stałam przemarznięta po drugiej stronie ulicy, uśmiechnął się i mi pomachał.
Wróciłam do domu cała w skowronkach, z przeświadczeniem, że to był wspaniały wieczór i, że koncerty są fajne i mogłabym na nie chodzić częściej.
Przez następne dni z dumą pokazywałam wszystkim mój notatnik i płytę z autografem i sięnimi chwaliłam. Im więcej osób mi gratulowało tym bardziej zastanawiałam się czy by może nie zebrać tu kilku innych podpisów? "Przecież jest kilku aktorów w których się kocham na zabój (takich jak choćby Marcin Hycnar, Marcin Dorociński czy Andrzej Seweryn) i piosenkarzy, których uwielbiam, czemu by nie wziąć od nich podpisów?"
Ostateczna decyzja będzie dojrzewać we mnie powoli przez kilka lat. Tymczasem postanowiłam, że jak mi jakiś nowy autograf wpadnie to fajnie, a jak nie to nic nie szkodzi. Ot, takie zupełnie niezobowiązujące autografy z przypadku. Wtedy zupełnie nie spodziewałam się w jaką stronę to ostatecznie pójdzie.
Niedługo wy sami się przekonacie.
Ostatnio napisałam, że moim ulubionym żyjącym piosenkarzem był Grzegorz Turnau.
Po przejściach i traumie jaką wywołała w moim życiu śmierć Marka Grechuty, postanowiłam nie czekać do ukończenia pełnoletności i zaczęłam błagać mamę o kupienie biletu na koncert Turnaua
Ej, ale zaraz! Przecież w poprzednim wpisie pisałaś, że postanowiłaś nie zbierać już autografów!
Prawda, ale tu trzeba zwrócić uwagę na czas w jakim się to wszystko działo. Przestałam zbierać autografy w 2006 roku, tymczasem o koncert Pana Grzegorza zaczęłam prosić ponad 3 lata później, na początku 2010 roku. Przez ten czas naprawdę, prawie w ogóle nie myślałam o kolejnych podpisach.
Od Turnaua postanowiłam wziąć autograf, ponieważ nie chciałam przeżywać tego samego co z Grechutą. Bałam się (co prawda był to lęk zupełnie irracjonalny, no ale jednak) że zanim skończę 18 lat (miałam wówczas 11 i te 7 lat dzielące mnie od dorosłości wydawały mi się wiecznością) i pójdę na jego koncert to Pan Grzegorz umrze a ja będę cierpieć tak jak kilka lat wcześniej. Dlatego postanowiłam pójść na jego koncert, żeby się już nie zamartwiać.
Los mi sprzyjał. Akurat Pan Grzegorz pod koniec 2010 roku ruszył w trasę promującą jego najnowszą płytę "Fabryka Klamek" i miał zawitać również do mojego Wrocławia. Udało mi się kupić bilet w 3 rzędzie i niecierpliwie czekałam...
Zanim przejdę do koncertu jeszcze jedna kwestia. Wiedziałam, że po części artystycznej będę się starać o podpis na okładce najnowszej płyty, ale... Ale na kilka dni przed koncertem robiłam porządki w domu. I właśnie wtedy natknęłam się na NOTATNIK. Ten, który dostałam na 9 urodziny. Pomyślałam "dlaczego nie?" I zabrałam go ze sobą na koncert.
To był 11 grudnia 2010. Była mroźna zima, koncert odbywał się we wrocławskim Imparcie. Byłam strasznie zdenerwowana i podekscytowana. Pamiętam ten wieczór bardzo dokładnie. Sam koncert opiszę Wam w skrócie - Przez pierwszą połowę było raczej sztucznie, dość drętwo i śpiewane były tylko piosenki z nowej płyty (tu najmilej wspominam duet z Basią Gąsienicą - Giewont) ale część druga... Część druga to były stare hity Turnaua, znane i lubiane, które uwielbiałam. Atmosfera się rozluźniła, było zabawnie, sympatycznie, do tego stopnia, że na koniec już cała widownia ramię w ramię śpiewała "naprawdę nie dzieje się nic" i inne jego hity. Było po prostu fantastycznie!
Po koncercie, ja i jakieś 100 osób czekaliśmy w holu, z nadzieją, że Turnau do nas wyjdzie. Zostaliśmy poinformowani, że musimy poczekać bo Pan Grzegorz musi się najpierw odświeżyć i przebrać. W rezultacie czekaliśmy prawie godzinę. Gdy nareszcie przyszedł, ustawiłam się gdzieś w połowie długiej kolejki i czekałam na swój moment.
To nie była jakaś spektakularna rozmowa, ponieważ byłam strasznie zawstydzona.
Nie miałam wtedy jeszcze pojęcia jak przeprowadzić porządną rozmowę z kimś znanym, nauczenie się tego, metodą prób i błędów zajęło mi dobre kilka lat.
Podeszłam, położyłam na stoliku płytę i notatnik a gdy zapytał dla kogo podpisać a ja odpowiedziałam "dla Adeli" , po raz pierwszy stało się coś, czego będę doświadczać potem jeszcze wiele wiele razy podczas zbierania autografów- Pan Grzegorz spojrzał na mnie i powiedział "Adela? Jakie piękne imię!" Poczułam się wtedy mega szczęśliwa (i pomyślałam, że może moje imię nie jest aż takie złe jak mi się wydaje...?) Podziękowałam grzecznie za koncert i odeszłam z podpisaną płytą i notatnikiem w rękach. Z Impartu wyszłam jako, bo obserwowałam Turnaua gdy podpisywał płyty innym i, jak się okazało dobrze zrobiłam. Pan Grzegorz po jakimś czasie wyszedł na zewnątrz, zobaczył mnie jak stałam przemarznięta po drugiej stronie ulicy, uśmiechnął się i mi pomachał.
Wróciłam do domu cała w skowronkach, z przeświadczeniem, że to był wspaniały wieczór i, że koncerty są fajne i mogłabym na nie chodzić częściej.
Przez następne dni z dumą pokazywałam wszystkim mój notatnik i płytę z autografem i sięnimi chwaliłam. Im więcej osób mi gratulowało tym bardziej zastanawiałam się czy by może nie zebrać tu kilku innych podpisów? "Przecież jest kilku aktorów w których się kocham na zabój (takich jak choćby Marcin Hycnar, Marcin Dorociński czy Andrzej Seweryn) i piosenkarzy, których uwielbiam, czemu by nie wziąć od nich podpisów?"
Ostateczna decyzja będzie dojrzewać we mnie powoli przez kilka lat. Tymczasem postanowiłam, że jak mi jakiś nowy autograf wpadnie to fajnie, a jak nie to nic nie szkodzi. Ot, takie zupełnie niezobowiązujące autografy z przypadku. Wtedy zupełnie nie spodziewałam się w jaką stronę to ostatecznie pójdzie.
Niedługo wy sami się przekonacie.
![]() |
wiem, że wygląda to jak krowie z gardła, ale wynika to wyłącznie z upływu lat. Uwierzcie mi, ten notes wiele przeżył i cud, że się jeszcze nie rozpadł |
Komentarze
Prześlij komentarz