ENL CZ. 2 - Nie warto żyć uprzedzeniami

Kilka dni temu obiecałam Wam, że dzisiaj będzie coś naprawdę specjalnego. Mam nadzieję, że się nie zawiedziecie.

Europejska Noc Literatury, to tak jak Wam już wcześniej wspomniałam dziesięć znanych osób w naszym kraju, które przez kilka godzin czytają fragment (co ważne jeden, dziesięć razy ten sam) w różnych dzielnicach Wrocławia. Poprzednio opisałam moje spotkanie z Michałem Rusinkiem a dziś opowiem Wam o kolejnym, które odbyło się kilka godzin później.

Muszę najpierw nakreślić sytuację. Tamtego wieczoru (przypominam - 21 września 2013) udało mi się dotrzeć na czytanie Jana Peszka, Ewy Skibińskiej, Olgi Tokarczuk, Michała Rusinka, Jana Miodka i L.U.C.A.
Zbliżała się już godzina 23:00, padał ulewny deszcz (z perspektywy czasu mogę stwierdzić, że to już tradycja, podczas KAŻDEJ ENL w którymś momencie zaczyna padać). Miałam wybór: albo wracamy do domu (piszę "wracamy" ponieważ byłam wtedy z mamą, samej by mnie jeszcze nie puściła), albo jeśli się pospieszymy to zdążymy na ostatnie, dziesiąte czytanie. Kogo?

Aktora, Bartłomieja Topy

Zdecydowałam, że pójdziemy posłuchać jego czytanie. Biegłam na nie (bo deszcz przemienił się w prawdziwą ulewę) niezbyt zadowolona. Dlaczego?
Pewnie część z Was pamięta taki kilkuodcinkowy  serial "Magiczne Drzewo" na podstawie historii wymyślonych przez Andrzeja Maleszkę. Bardzo go lubiłam, kiedy chodziłam do podstawówki. Często jak można się domyślić go oglądałam . W jednym z odcinków pt. Bracia, czarny charakter, a konkretniej złodzieja o pseudonimie Wilk gra właśnie Bartłomiej Topa. Gra go bardzo przekonująco. Ta postać zawsze budziła we mnie lęk.

Znałam Pana Bartka głównie z tej roli, która tak mocno była ulokowana w mojej pamięci, że nawet mając lat czternaście ten aktor niezbyt przyjemnie mi się kojarzył. Nie za bardzo miałam ochotę go spotkać.


A oto i Wilk we własnej osobie. Kadr pochodzi z serialu Magiczne Drzewo, odcinek pt. Bracia


Zmęczone i przemoczone do suchej nitki wpadłyśmy z mamą do jednej z kamieniczek przy rynku , w której miało odbyć się czytanie. Salka była malutka,  było na niej nie więcej niż dwadzieścia osób. Pamiętam, że obserwowałam ich i doszłam do wniosku, że byłam najmłodsza w całym towarzystwie. Czułam dumę, w końcu w ten sposób łamałam stereotyp, że ta dzisiejsza młodzież to tylko w telefonach siedzi. Zero zainteresowania kulturą i czytaniem książek, a jednak nie zawsze i nie wszyscy..

To co się działo przez następne pół godziny bardziej wydaje mi się snem niż jawą.

Po pierwsze pamiętam Bartłomieja Topę. Wyglądał tak samo jak w tych kilku filmach w których go widziałam. Z tą różnicą, że na żywo robił wrażenie mega sympatycznego człowieka a, nie ponurego gbura jak go sobie do niedawna wyobrażałam. Mama wyznała mi kilka lat później, że jej pierwszą myślą było to, że Topa na żywo jest o wiele przystojniejszy niż w telewizji 😊


Nie mogę sobie przypomnieć jaką książkę czytał. Pamiętam tylko, że fabuła była pełna kolorów, opisów jakiegoś miasta, chyba.. Hiszpanii. Historia w każdym razie  była niesamowicie wciągająca. Słuchając tej powieści myślałam sobie, że muszę ją kupić i przeczytać w całości.

Przejdźmy do tego jak wyglądało samo czytanie:

Topa czytał siedząc na biurku (tak, NA biurku a nie PRZY nim) z nogą założoną na nogę, dużo gestykulował. Jednak, nie trwało to dłużej niż parę minut. Przerwał czytanie i powiedział, że on już się wystarczająco dziś namęczył, że mu się  znudziło i, że teraz nasza kolej.


NIGDY PÓŹNIEJ, PODCZAS ŻADNEJ Z KOLEJNYCH EUROPEJSKICH NOCY LITERATURY NIKT NIE ZAPROPONOWAŁ TAKIEGO ROZWIĄZANIA


Ten kto miał ochotę na czytanie, podnosił rękę, wówczas kartka z tekstem wędrowała do niego. My wraz z Topą wsłuchiwaliśmy się w tekst. Obserwowałam Pana Bartka, słuchając miał zamknięte oczy i uśmiechał się lekko.
Ja jednak zamiast wsłuchiwać się w tekst prowadziłam ze sobą wewnętrzną walkę. Też bardzo chciałam przeczytać fragment, jednak paraliżowała mnie myśl, że inni mieliby mnie słuchać. Zabrakło mi odwagi na taki wyczyn i nie przełamałam strachu.
Topa dostał tekst z powrotem i przeczytał ostatni akapit.


Dziś, po 6 latach od tamtego czytania i po wysłuchaniu kilkudziesięciu innych, mogę stwierdzić z całą pewnością, że czytanie Bartłomieja Topy było jednym z najlepszych. Pomimo zmęczenia Pan Bartek nawiązywał z nami kontakt, nie stwarzał dystansu, żartował, i do tego wpadł na świetny i niepowtarzalny pomysł z tym czytaniem przez publiczność... Naprawdę, był cudowny.

Dobrze wiem, że część z Was czeka tylko na drugą część tej historii. Proszę bardzo:


Po oklaskach, ludzie zaczęli od razu pchać się do wyjścia. Ja natomiast ściskając w ręku swój notatnik, po raz drugi tego wieczoru walczyłam z nieśmiałością. Z jednej strony marzyłam, żeby do niego podejść i porozmawiać, podziękować - z drugiej doskonale zdawałam sobie sprawę, że tylko cud sprawi, że odważę się to zrobić.

Otóż wyobraźcie sobie, że ten cud nastąpił.



Pan Bartłomiej musiał opuścić salę tym samym wyjściem co my. Innego tam po prostu nie było. Wiedziałam o tym i cieszyłam się, bo to dawało mi nikłe poczucie, że może jak będzie mnie mijał przy wychodzeniu na zewnątrz to odważę się do niego zagadać. Łudziłam się choć wiedziałam, że to się raczej nie wydarzy.


I tu na scenę wkracza moja mama.  Do dziś dziękuję jej za to co wtedy zrobiła..

<jesteśmy w momencie, w którym już mam wychodzić z sali na zewnątrz. Mama idzie za mną, Topa powoli pakuje swoje rzeczy przy biurku>

Mama szepcze do mnie:

- To co, nie chcesz tego autografu?
Ja (zirytowana, głosem bliskim płaczu)
- NIE
Mama:


-nie chcesz? na pewno..?

Ona doskonale wiedziała, że chcę, ale w życiu się do tego nie przyznam. I robi to:

bierze mój notatnik i długopis,  idzie w stronę Topy
Ja (głośno, czując już co się święci)


- mamo oddaj, no oddaj mi...

DOMYŚLACIE SIĘ CO JEST DALEJ?



Topa w końcu zwrócił na nas uwagę. Nie było to trudne, sala była mała i akustyczna.
Wtedy mama oddała mi mój notatnik a Pan Bartłomiej zaczął z nami rozmawiać. Właściwie to z mamą, bo ja się bałam odezwać i stałam cicho za nią, zupełnie jak wtedy gdy jedenaście lat wcześniej brałam swój pierwszy w życiu autograf.


Rozmowa wyglądała mniej więcej tak:


Mama:
- Chciałyśmy podziękować, to było świetne! Wie Pan, że tylko Pan wpadł na pomysł czytania z publicznością?



Topa:
- Naprawdę? Dziękuję, bardzo mi miło. (w tym momencie dałam znać o swoim istnieniu głośnym kichnięciem)
- Oj! Mam nadzieję, że żadna z Pań się nie zaziębiła... (wygląda na zewnątrz) 
-z tego co widzę to deszcz przestaje już padać


Mama
- O tak, jedno z lepszych dzisiejszych czytań! Na pewno z córką przeczytamy książkę w całości... 


Nastąpiła długa wymiana zdań o stanie polskiego czytelnictwa, Wrocławiu, o tym jak świetną inicjatywą jest ENL... pomińmy ten fragment.


Mama:
Widzi Pan, bo córka (tu wskazuje na mnie) bardzo chciałaby Pana autograf...

Tu Topa spojrzał na mnie i powiedział:

- Z przyjemnością!


Chciałam podać mu notatnik, ale ręka tak mi się trzęsła, że wypadł mi i spadł pod biurko.
Topa zauważył moje skrajne zdenerwowanie. Po pierwsze, widać to było w moim zachowaniu, a po drugie w czasie piętnastominutowej rozmowy nie odezwałam się ani słowem.
Cały czas przesympatycznie się uśmiechał (tego uśmiechu nie da się zapomnieć), a gdy podałam mu notatnik złapał moją dłoń i delikatnie pogłaskał.


 Ten gest mnie uspokoił,  bo zamiast mnie wyśmiać, Pan Bartłomiej sprawiał wrażenie, że mnie rozumie. Zdołałam wybąkać podziękowanie za czytanie. Zapytał jak mam na imię, a gdy je powiedziałam, stwierdził, że jest piękne.

Pożegnaliśmy się już w luźnej atmosferze, nawet wspomniałam mu o swoim strachu przed "Wilkiem" z Magicznego Drzewa. Roześmiał się na to serdecznie. Wyszliśmy na zewnątrz.

Gdy był już po drugiej stronie ulicy pomachał nam z daleka na pożegnanie.



Wracałam przez rynek o północy skacząc, śmiejąc się i krzycząc z radości. Ludzie szli obok (wrocławski rynek nocą tętni życiem, okolice ratusza są niemal tak samo zaludnione jak 
w środku dnia) i uśmiechali się na mój widok, a ja w tamtym momencie byłam najszczęśliwszą osobą na świecie.


Piętnaście minut później, siedząc w tramwaju nieco się już uspokoiłam a, że mam tendencje do długich i poważnych rozmyślań o życiu, w mojej głowie kłębiło się mnóstwo myśli. Mniej więcej takich:

Myślałam o tym, że uprzedzenia są głupie. W mojej wyobraźni Topa jawił się jako człowiek skrywający się w cieniu, z tatuażem,  arogancki i niemiły. Tymczasem okazał się zabawnym, przesympatycznym człowiekiem. To dużo mnie nauczyło. Dlatego dzisiejszy tytuł brzmi "Nie warto żyć uprzedzeniami". Bo to prawda. Żeby coś lub kogoś ocenić, najpierw trzeba go dobrze poznać.  


Druga myśl jaka mi wtedy siedziała w głowie była już bardziej prozaiczna. Pomyślałam, że mogę to zbieranie autografów potraktować jako ćwiczenie. Jako moją osobistą walkę - z nieśmiałością. W szkole, w sklepie, nawet w domu nie potrafiłam z nią skutecznie walczyć. Co innego byłoby, gdyby nagrodą za pokonany lęk mógł być nowy autograf? To byłaby dopiero motywacja!


Od tej pory przez kolejne kilka lat tak to zbieranie traktowałam jak terapię w walce z nieśmiałością. Możecie mi wierzyć lub nie, ale naprawdę pomogło.

Uwielbiam ten podpis! Dla mnie jest jest wciąż jednym z najpiękniejszych jakie kiedykolwiek dostałam. No i... Widzieliście!? Narysował mi serduszko! ❤



































































Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Pierwsza wizyta w Teatrze Współczesnym, spotkanie z Katarzyną Dąbrowską

Szukajcie a znajdziecie

Spotkanie za jeden uśmiech