Autograf z przypadku
Na początku sierpnia 2011 roku pojechałam wraz z kuzynką na kolonię na Słowację. Mało pamiętam z tamtych dwóch tygodni, ale trudno mi zapomnieć to spotkanie:
Bardzo dużo przez te dwa tygodnie spacerowaliśmy i zwiedzaliśmy małe miasteczka. Chodziliśmy po rynku, czasem do jakiegoś małego muzeum albo do okolicznych małych knajpek na obiad.
I któregoś słonecznego popołudnia, na malutkim rynku nasza kolonia spotkała przechadzającego się Artura Andrusa!
I któregoś słonecznego popołudnia, na malutkim rynku nasza kolonia spotkała przechadzającego się Artura Andrusa!
Dla naszych opiekunów, w ogóle dla dzieci z Sanoka - miasta z którego pochodziła większość z nich nie był to jakiś wielki szok. Dlaczego? Andrus też jest sanoczaninem, często tam przyjeżdża i dzieciaki, choć zaskoczone, że znalazły go tu, na Słowacji nie były w takim szoku jak ja, wrocławianka z krwi i kości.
Znałam głos Pana Artura od maleńkości, uwielbiałam go. Kompletnie, ale to kompletnie nie spodziewałam się, że będę mogła go kiedykolwiek spotkać, co dopiero w innym kraju, właściwie przez przypadek!! Został zarządzony czas wolny i podczas gdy Pan Artur spokojnie rozmawiał z opiekunami, ja stałam cichutko z boku bojąc się podejść.
Jakąś godzinę później podczas zbiórki zostało podane ogłoszenie "Pan Artur zgodził się wpaść do nas na ognisko dziś wieczorem!" Byłam z tego powodu cała happy bo czułam, że wieczorem przy ognisku być może uda mi się przełamać moją nieśmiałość...
Kilka godzin później przy naszym ośrodku zostało rozpalone ognisko. Andrus przyszedł, ale siedział z opiekunami a, że nie chciałam im przeszkadzać to nie podeszłam.
I WTEDY POSTANOWIŁAM UKNUĆ INTRYGĘ
Wiedziałam, że wszystkie dziewczyny z koloni mają notesy (dostaliśmy je pierwszego dnia w prezencie), wiedziałam też, że łatwo jest tymi dziewczynami manipulować. Podeszłam więc do jednej z nich i zaczęłam realizację mojego planu:
"hej, a ty wiesz, że Pan Artur jest baaardzo znany w Warszawie? Pracuje w radiu i ludzie go wprost uwielbiają! Do tego świetnie śpiewa, znam takich co by zabili gdyby mogli pójść na jego koncert! A my mamy go tu, na wyciągnięcie ręki..."
Dziewczyna połknęła przynętę. Pobiegła do swoich koleżanek, po chwili zauważyłam, że ona i jej koleżanki idą do ośrodka. Po 5 minutach wróciły - z notesami i długopisami w rękach. Teraz już wiedziałam, że mój plan wypali. Dziewczyny były odważniejsze ode mnie i od razu podeszły do stolika opiekunów gdzie siedział Andrus. On im się wszystkim podpisał, ale to był dopiero początek. Inni chłopcy i dziewczyny z naszej koloni poczuli zazdrość i też poszli po swoje notatniki i zeszyty. Widząc nadciągający tłum Pan Artur wstał i powiedział, że każdej osobie z koloni da autograf.
Byłam przeszczęśliwa. Ustawiłam się na końcu długiej kolejki i czekałam...
Gdy nadeszła moja kolej usiadłam obok niego i powiedziałam, że ja i moja mama uwielbiamy audycję, którą prowadzi w radiu i, że strasznie się cieszę, że tu przyjechał.
Pan Artur się uśmiechnął, zapytał jak mam na imię
"- Adela, jestem Wrocławia..
- Adela! Jakie ładne imię! Kto ci takie nadał?
- Adela! Jakie ładne imię! Kto ci takie nadał?
- to był pomysł mamy, proszę pana"
i wpisał mi się do notatnika.
Odeszłam od stolika, poszłam w kierunku lasu okalającego ośrodek a gdy byłam już wystarczająco daleko, zaczęłam skakać i piszczeć z radości. Mój plan się powiódł!
Ps. Mogę Wam zdradzić tajemnicę - to nie było moje ostatnie spotkanie z Panem Arturem :-)
![]() |
Nie miałam wtedy jeszcze zwyczaju noszenia notatnika ze sobą, dlatego wpisał mi się tak jak wszystkim, w zeszycie który każdy z nas dostał na początku koloni. |
Ps. Mogę Wam zdradzić tajemnicę - to nie było moje ostatnie spotkanie z Panem Arturem :-)
Komentarze
Prześlij komentarz