Jabłonie, kwitnące jabłonie!

Ostatnie opisane tu wydarzenia, ze spotkaniem z Magdaleną Różdżką na czele, spowodowały jak to u mnie bywa nagły zastrzyk optymizmu i energii do działania. Pewnie trwałby jakiś czas. Mogłabym spożytkować go do zdobycia kolejnych autografów, gdyby nie kolejny tydzień nauki w liceum. W poniedziałek i wtorek trzymałam się całkiem nieźle. Tym co chcieli słuchać (pozdrawiam nauczycielkę fizyki) chwaliłam się nowymi autografami i opowiadałam o wszystkim, co wydarzyło się w ostatni weekend. Za to środa... Co tu dużo mówić, była straszna. Ten dzień od samego rana aż do końca lekcji był po prostu jednym wielkim niewypałem, w związku z czym (choć naprawdę starałam się jakoś trzymać) ze szkoły wyszłam bez sił i chęci do robienia czegokolwiek. Wróciłam do domu, cała przemoknięta, zmarznięta i przybita. Skierowałam się od razu do swojego pokoju i tak jak stałam, w zimo...